Kissing Darkness (2014)
Kino pozaklasowe to prawdziwa terra incognita. Dopóki nie zaryzykujesz, dopóty nie przekonasz się, co tak naprawdę na ciebie czeka. Jako fan takiego kina jestem przyzwyczajony do tego, że częściej czekają mnie rozczarowania i to bardzo srogie, ale chętnie płacę tę cenę. Rzadko, ale jednak, zdarza mi się bowiem trafić na prawdziwy skarb, który pozostałby przeze mnie nieodkryty, gdybym zawierzył cudzym opiniom i ocenom na IMDb czy Filmwebie.
Z tego też powodu nie wściekam się, że obejrzałem "Kissing Darkness". Sięgając po film wiedziałem, że istnieje 95% szansa na to, że będzie to rzecz straszna i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. I tym razem nie było niespodzianki. Film Jamesa Townsenda jest rejestracją zabawy w kino pewnej grupy osób. Technicznie rzecz jest nie do przyjęcia. Aktorstwo jest jeszcze gorsze. Ale najbardziej doskwiera niejasna fabuła, w której znalazło się miejsce na wszystko (nawet na łamanie "czwartej ściany") poza tym, co najważniejsze – strukturą i dobrze zaprojektowanymi bohaterami. Mogło być też więcej krwi, chociaż sceny przemocy, mimo że tanie i kiczowate, to jednak i tak są najlepszym elementem całości.
Wszystkie problemy "Kissing Darkness" sprowadzają się do tego, że film chce uchodzić za normalną produkcję. A to było wymaganie niemożliwe do spełnienia. Gdyby w większym stopniu twórcy bawili się tym, co robią, potraktowali rzecz z przymrużeniem oka, doprowadzili pozaklasową stylistykę do skrajności, popadając w absurd, obraz mocno by w moich oczach zyskał. W końcu na "Zombie Hunter" bawiłem się pierwszorzędnie, a film wcale nie jest realizacyjnie czy aktorsko dużo lepszy.
Ocena: 1
Z tego też powodu nie wściekam się, że obejrzałem "Kissing Darkness". Sięgając po film wiedziałem, że istnieje 95% szansa na to, że będzie to rzecz straszna i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. I tym razem nie było niespodzianki. Film Jamesa Townsenda jest rejestracją zabawy w kino pewnej grupy osób. Technicznie rzecz jest nie do przyjęcia. Aktorstwo jest jeszcze gorsze. Ale najbardziej doskwiera niejasna fabuła, w której znalazło się miejsce na wszystko (nawet na łamanie "czwartej ściany") poza tym, co najważniejsze – strukturą i dobrze zaprojektowanymi bohaterami. Mogło być też więcej krwi, chociaż sceny przemocy, mimo że tanie i kiczowate, to jednak i tak są najlepszym elementem całości.
Wszystkie problemy "Kissing Darkness" sprowadzają się do tego, że film chce uchodzić za normalną produkcję. A to było wymaganie niemożliwe do spełnienia. Gdyby w większym stopniu twórcy bawili się tym, co robią, potraktowali rzecz z przymrużeniem oka, doprowadzili pozaklasową stylistykę do skrajności, popadając w absurd, obraz mocno by w moich oczach zyskał. W końcu na "Zombie Hunter" bawiłem się pierwszorzędnie, a film wcale nie jest realizacyjnie czy aktorsko dużo lepszy.
Ocena: 1
Komentarze
Prześlij komentarz