Mange tes morts - Tu ne diras point (2014)
"Z jednej krwi" jest kwintesencją kina, na które mam obecnie ostrą alergię. To rzecz będąca przekombinowaną próbą opowiedzenia historii zarazem prostej i głęboko alegorycznej. Niestety dla mnie było to półtorej godziny zmarnowanego życia.
Fabularnie jest to bardzo typowa opowieść o grupie facetów, którzy wyruszają na nieprzemyślaną wyprawę, więc wpadają z drobnych kłopotów w coraz większe. Pikanterii całości ma dodawać fakt, że film został w zasadzie zrealizowany wśród naturszczyków, w ich naturalnym środowisku. Tak więc po części "Z jednej krwi" jest też dokumentem, próbą podpatrzenia dość nietypowej, jak na zasiedziałą cywilizację, społeczności. Ale nawet to nie wystarczyło reżyserowi. Musiał jeszcze w to wszystko wcisnąć wyższą symbolikę. Pojawia się więc postać ojca ze szklanym okiem i samochód wypełniony sztucznymi gałkami ocznymi. Całość rozgrywa się na przestrzeni 24 godzin poprzedzających chrzest jednego z głównych bohaterów, a więc Bóg, dobro i zło mają tu odgrywać istotną rolę.
Ale trudno z tego wszystkiego cokolwiek wyciągnąć. Mimo minimalistycznych ciągot reżysera, na ekranie dominuje chaos. Twórcy nie udało się zapanować nad swoimi aktorami, przez co kompletnie niewiarygodnie wypadają relacje między bohaterami. Chwilami można się wręcz pogubić w tym, co się dzieje na ekranie. Poszczególne postaci w przeciągu minuty potrafią o 180 stopni zmienić swoją postawę, bez żadnego uzasadnienia. Z tego też powodu "Z jednej krwi" męczyło mnie straszliwie. Zaletą filmu jest to, że trwa stosunkowo krótko.
Ocena: 3
Fabularnie jest to bardzo typowa opowieść o grupie facetów, którzy wyruszają na nieprzemyślaną wyprawę, więc wpadają z drobnych kłopotów w coraz większe. Pikanterii całości ma dodawać fakt, że film został w zasadzie zrealizowany wśród naturszczyków, w ich naturalnym środowisku. Tak więc po części "Z jednej krwi" jest też dokumentem, próbą podpatrzenia dość nietypowej, jak na zasiedziałą cywilizację, społeczności. Ale nawet to nie wystarczyło reżyserowi. Musiał jeszcze w to wszystko wcisnąć wyższą symbolikę. Pojawia się więc postać ojca ze szklanym okiem i samochód wypełniony sztucznymi gałkami ocznymi. Całość rozgrywa się na przestrzeni 24 godzin poprzedzających chrzest jednego z głównych bohaterów, a więc Bóg, dobro i zło mają tu odgrywać istotną rolę.
Ale trudno z tego wszystkiego cokolwiek wyciągnąć. Mimo minimalistycznych ciągot reżysera, na ekranie dominuje chaos. Twórcy nie udało się zapanować nad swoimi aktorami, przez co kompletnie niewiarygodnie wypadają relacje między bohaterami. Chwilami można się wręcz pogubić w tym, co się dzieje na ekranie. Poszczególne postaci w przeciągu minuty potrafią o 180 stopni zmienić swoją postawę, bez żadnego uzasadnienia. Z tego też powodu "Z jednej krwi" męczyło mnie straszliwie. Zaletą filmu jest to, że trwa stosunkowo krótko.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz