The Boy Next Door (2015)
Z lekcji biologii lub z programów Animal Planet zapewne wiecie, że w świecie przyrody jest wiele niezwykle wyspecjalizowanych drapieżników. Są rośliny, których wygląd kusi określone rodzaje zwierząt. Są też zwierzęta, które żywią się wyłącznie jednym gatunkiem. W takich przypadkach wybór ofiary nie jest przypadkowy, choć z pozoru może to tak wyglądać. Ofiara, nawet czując, że coś jest nie w porządku i tak wpadnie w zastawione sidła. Ale drapieżnik również pozbawiony jest możliwości decydowania. Gdy pojawia się właściwy organizm, atakuje bo tego wymaga cała jego natura. Z tego bezwzględnego zaklętego kręgu przemocy nie są wyłączeni i ludzie, czego dowodem jest historia "Chłopaka z sąsiedztwa".
Noah jest młodym mężczyzną, którego fizyczna atrakcyjność w połączeniu z bardzo specyficznym zestawem cech charakteru (o których można wnioskować na podstawie jego zachowania) są niczym innym jak formą przyciągania właściwej ofiary. Kimś takim jest właśnie Claire, wciąż atrakcyjna matka i żona (choć w trakcie procesu rozwodowego). Kobieta nie ma szans uciec przed pożądaniem, podobnie jak młodzieniec nie ma żadnego sposobu, by powstrzymać swoje psychopatyczne skłonności. Prosta relacja drapieżnik-ofiara zostaje jednak w przypadku ludzi niepotrzebnie zagmatwana przez uczucia. Są one iluzją, która mają odsunąć od człowieka świadomość, że nie jest nikim więcej, jak działającym instynktownie zwierzęciem. Osobiście nie bardzo rozumiem, dlaczego uleganie uczuciom postrzegane jest jako coś lepszego od ulegania zwierzęcym popędom, ale najwyraźniej większość (w tym bohaterowie filmu) tego właśnie potrzebuje. I tak Noah i Claire zaczynają taniec wzajemnego przyciągania i odpychania, udając przed sobą, że to, co między nimi zaszło jest sprawą sercową, że mają wybór, co z tym fantem zrobić. Oczywiście finał został przesądzony w momencie ich pierwszego spotkania i to nie tylko dlatego, że właśnie takie są prawa gatunku filmowego, którego przedstawicielem jest "Chłopak z sąsiedztwa".
Sam w sobie film jest oczywiście produktem śmieciowym. Mimo to całkiem dobrze mi się go oglądało. Po pierwsze dlatego, że Jennifer Lopez udanie została zrobiona na gorącą latinę i nie przeszkadzało mi to, że naturalne rysy ukryte zostały pod grubą warstwą makijażu. Ryan Guzman wielkim aktorem nigdy nie będzie, ale też nie dlatego został tutaj zaangażowany. Od szyi w dół jest ciachem doskonałym, co też bezwstydnie wykorzystywał reżyser w każdej możliwej scenie. I w końcu pozytywnie zaskoczyła mnie scena finałowa. Kompletnie się nie spodziewałem, że w thrillerze erotycznym, który sprawia wrażenie, jakby zrobiony został z myślą o kobietach, może się znaleźć sekwencja typowa dla męskich slasherów. Była to dla mnie tak miła niespodzianka, że zdecydowałem się całość potraktować bardzo łagodnie i podnieś jej ocenę o półtorej gwiazdki.
Ocena: 6
Noah jest młodym mężczyzną, którego fizyczna atrakcyjność w połączeniu z bardzo specyficznym zestawem cech charakteru (o których można wnioskować na podstawie jego zachowania) są niczym innym jak formą przyciągania właściwej ofiary. Kimś takim jest właśnie Claire, wciąż atrakcyjna matka i żona (choć w trakcie procesu rozwodowego). Kobieta nie ma szans uciec przed pożądaniem, podobnie jak młodzieniec nie ma żadnego sposobu, by powstrzymać swoje psychopatyczne skłonności. Prosta relacja drapieżnik-ofiara zostaje jednak w przypadku ludzi niepotrzebnie zagmatwana przez uczucia. Są one iluzją, która mają odsunąć od człowieka świadomość, że nie jest nikim więcej, jak działającym instynktownie zwierzęciem. Osobiście nie bardzo rozumiem, dlaczego uleganie uczuciom postrzegane jest jako coś lepszego od ulegania zwierzęcym popędom, ale najwyraźniej większość (w tym bohaterowie filmu) tego właśnie potrzebuje. I tak Noah i Claire zaczynają taniec wzajemnego przyciągania i odpychania, udając przed sobą, że to, co między nimi zaszło jest sprawą sercową, że mają wybór, co z tym fantem zrobić. Oczywiście finał został przesądzony w momencie ich pierwszego spotkania i to nie tylko dlatego, że właśnie takie są prawa gatunku filmowego, którego przedstawicielem jest "Chłopak z sąsiedztwa".
Sam w sobie film jest oczywiście produktem śmieciowym. Mimo to całkiem dobrze mi się go oglądało. Po pierwsze dlatego, że Jennifer Lopez udanie została zrobiona na gorącą latinę i nie przeszkadzało mi to, że naturalne rysy ukryte zostały pod grubą warstwą makijażu. Ryan Guzman wielkim aktorem nigdy nie będzie, ale też nie dlatego został tutaj zaangażowany. Od szyi w dół jest ciachem doskonałym, co też bezwstydnie wykorzystywał reżyser w każdej możliwej scenie. I w końcu pozytywnie zaskoczyła mnie scena finałowa. Kompletnie się nie spodziewałem, że w thrillerze erotycznym, który sprawia wrażenie, jakby zrobiony został z myślą o kobietach, może się znaleźć sekwencja typowa dla męskich slasherów. Była to dla mnie tak miła niespodzianka, że zdecydowałem się całość potraktować bardzo łagodnie i podnieś jej ocenę o półtorej gwiazdki.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz