The Mule (2014)
Wartości człowieka nie da się poznać obcując z nim na co dzień. Do tego potrzeba ekstremalnych warunków. I wtedy okazuje się, że nie doceniając kogoś, popełniliśmy śmiertelną pomyłkę.
Weźmy takiego Raya. Facet niczym się nie wyróżnia. A w każdym razie niczym pozytywnym. Jest trochę ciapowaty i ma zerowy poziom asertywności. Jedyne, co dobrego można o nim powiedzieć, to że zna się na elektronice i potrafi naprawić wszystko. Za co wcale nie jest doceniany. Dlatego też wydaje się idealnym kretynem do przewiezienia w sobie tajskiej heroiny. Wrobiony przez tych, którym powinien ufać i których zna przez większość swojego życia, niestety nie sprostał zadaniu i tak rozpoczęła się seria dramatycznych wydarzeń w pewnym hotelu. Jedni czekają na Godota, a inni czekają na stolec Raya. I trzeba przyznać, że to drugie oczekiwanie jest o wiele bardziej ekscytujące.
Angus Sampson jest przede wszystkim aktorem. Jeśli jednak "Kurier" nie jest szczęśliwym trafem, to powinien zdecydowanie więcej czasu spędzać za kamerą. Jako reżyser sprawdził się bowiem wyśmienicie. "Kurier" był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, a przecież czekałem na obejrzenie tego filmu. Tym, czego się nie spodziewałem, był humor. "Kurier" zrealizowany jest na poważnie. To rasowe kino gangsterskie. Ale co chwilę, bez żadnego zająknięcia, bez zmieniana tempa i klimatu narracji wprowadzane są scenki absurdalne lub czysto humorystyczne. Dodają one filmowi kopa, sprawiają, że statyczna w gruncie rzeczy historia nabiera dynamizmu, staje się ekscytująca.
Sampson i Tony Mahony dobrze poradzili sobie również z obsadą. John Noble jako lokalny gangster czy Hugo Weaving jako gliniarz lubiący naginać reguły, to tylko dwie z najbardziej popisowych kreacji, jakie można w filmie zaobserwować. "Kurier" to nakręcona z jajem opowieść o zbrodni doskonałej, która zmienia się w kupę gówna (raczej w przenośni niż dosłownie, jako że cała historia dotyczy faceta odmawiającego wypróżnienia).
Ocena: 7
Weźmy takiego Raya. Facet niczym się nie wyróżnia. A w każdym razie niczym pozytywnym. Jest trochę ciapowaty i ma zerowy poziom asertywności. Jedyne, co dobrego można o nim powiedzieć, to że zna się na elektronice i potrafi naprawić wszystko. Za co wcale nie jest doceniany. Dlatego też wydaje się idealnym kretynem do przewiezienia w sobie tajskiej heroiny. Wrobiony przez tych, którym powinien ufać i których zna przez większość swojego życia, niestety nie sprostał zadaniu i tak rozpoczęła się seria dramatycznych wydarzeń w pewnym hotelu. Jedni czekają na Godota, a inni czekają na stolec Raya. I trzeba przyznać, że to drugie oczekiwanie jest o wiele bardziej ekscytujące.
Angus Sampson jest przede wszystkim aktorem. Jeśli jednak "Kurier" nie jest szczęśliwym trafem, to powinien zdecydowanie więcej czasu spędzać za kamerą. Jako reżyser sprawdził się bowiem wyśmienicie. "Kurier" był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem, a przecież czekałem na obejrzenie tego filmu. Tym, czego się nie spodziewałem, był humor. "Kurier" zrealizowany jest na poważnie. To rasowe kino gangsterskie. Ale co chwilę, bez żadnego zająknięcia, bez zmieniana tempa i klimatu narracji wprowadzane są scenki absurdalne lub czysto humorystyczne. Dodają one filmowi kopa, sprawiają, że statyczna w gruncie rzeczy historia nabiera dynamizmu, staje się ekscytująca.
Sampson i Tony Mahony dobrze poradzili sobie również z obsadą. John Noble jako lokalny gangster czy Hugo Weaving jako gliniarz lubiący naginać reguły, to tylko dwie z najbardziej popisowych kreacji, jakie można w filmie zaobserwować. "Kurier" to nakręcona z jajem opowieść o zbrodni doskonałej, która zmienia się w kupę gówna (raczej w przenośni niż dosłownie, jako że cała historia dotyczy faceta odmawiającego wypróżnienia).
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz