Wilde Salomé (2011)
Przed laty Al Pacino nakręcił "Sposób na Szekspira", fascynujący dokument, po którym zupełnie inaczej zacząłem patrzeć na "Ryszarda III" – dramat wcześniej przeze mnie niezbyt doceniany. Dlatego też od momentu, w którym dowiedziałem się, że Pacino zrobił dokument o "Salomé" Wilde'a, wiedziałem, że muszę go obejrzeć. Niestety moje nadzieje, że dostanę drugi raz doskonały dokument, okazały się kompletnie płonne.
"Wilde Salomé" to film kompletnie pusty. Co zdumiewa tym bardziej, że teoretycznie powinien pękać w szwach od nadmiaru tematów. Film ma bowiem opowiadać o samym Wildzie i tym, co sprowokowało go do napisania (i to po francusku!) dramatu o Salome. Ma być też zapisem przygotowań do przedstawienia w Los Angeles oraz do filmu z tą samą obsadą. Ma być również próbą zmierzenia się z inspiracjami samego Pacino i jego wizją sztuki Wilde'a.
Tymczasem w tym półtoragodzinnym filmie ciekawych elementów jest tyle, co kot napłakał. Pacino nie wychodzi poza kilka gładkich banałów o Wildzie, które w jego imieniu wypowiadają takie znakomitości jak Gore Vidal, Bono czy Tom Stoppard. Aktor/reżyser gubi się też w tych wszystkich inscenizacjach: są tu zdjęcia z przedstawienia i z filmu "Salomé" (tych ostatnich jest zdecydowanie za dużo), są sceny dramatu inscenizowane w pałacu Heroda, w końcu Pacino z pomocą Jacka Hustona odgrywa scenę aresztowania Wilde'a. Wszystko to jest chaotyczne, trywialne, mało istotne. Pacino ślizga się po temacie, kryguje, ale nawet przez chwilę nie próbuje na poważnie wgłębić się w tajemnicę sztuki i jej autora.
Ocena: 5
"Wilde Salomé" to film kompletnie pusty. Co zdumiewa tym bardziej, że teoretycznie powinien pękać w szwach od nadmiaru tematów. Film ma bowiem opowiadać o samym Wildzie i tym, co sprowokowało go do napisania (i to po francusku!) dramatu o Salome. Ma być też zapisem przygotowań do przedstawienia w Los Angeles oraz do filmu z tą samą obsadą. Ma być również próbą zmierzenia się z inspiracjami samego Pacino i jego wizją sztuki Wilde'a.
Tymczasem w tym półtoragodzinnym filmie ciekawych elementów jest tyle, co kot napłakał. Pacino nie wychodzi poza kilka gładkich banałów o Wildzie, które w jego imieniu wypowiadają takie znakomitości jak Gore Vidal, Bono czy Tom Stoppard. Aktor/reżyser gubi się też w tych wszystkich inscenizacjach: są tu zdjęcia z przedstawienia i z filmu "Salomé" (tych ostatnich jest zdecydowanie za dużo), są sceny dramatu inscenizowane w pałacu Heroda, w końcu Pacino z pomocą Jacka Hustona odgrywa scenę aresztowania Wilde'a. Wszystko to jest chaotyczne, trywialne, mało istotne. Pacino ślizga się po temacie, kryguje, ale nawet przez chwilę nie próbuje na poważnie wgłębić się w tajemnicę sztuki i jej autora.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz