Słaba płeć? (2015)
Cóż za bałagan! Trudno uwierzyć w to, że "Słaba płeć?" jest skończonym filmem gotowym do prezentacji całemu światu. Przypomina raczej rzecz wciągniętą przez niszczarkę i częściowo zutylizowaną. Wątki wiszą w powietrzu, logiczne wiązanie kolejnych scen wielokrotnie nie funkcjonuje, portrety psychologiczne mają głębie na wpół wyschniętej kałuży. Na domiar złego trudno zorientować się czym tak naprawdę ma być ten film: komedią romantyczną? satyrą na "kulturę słoików"? dissem na materialistyczne podejście do życia i świata?
Już samo śledzenie fabuły nastręcza poważnych kłopotów. Bohaterowie wyskakują na Filip z konopi, trzeba miejscami mocno się na męczyć, by poskładać wszystko, co dzieje się na ekranie, do kupy. Postaci potrafią w jednej scenie się na coś zgodzić, by w następnej dziwić się temu, co się dzieje, choć przecież dzieje się dokładnie to, na co się zgodziły. Momentami żadna siła nie jest w stanie wyjaśnić sensownie wydarzeń. Jak choć w scenie, w której jedna z bohaterek szykuje się na bycie wabikiem na faceta, po czym w ogóle nim nie jest, bo pojawia się druga babka, której wcześniej w ogóle nie było i to ona nagle pełni tę funkcję. Kim jest ta kobieta? Tego chyba nie wiedzą nawet (liczni) scenarzyści! Bo najpierw prowadzi po angielsku negocjacje w imieniu osób, które mówią po polsku, z osobą, która nie mówi (prawie) po angielsku. Mogłoby to sugerować, że jest to w miarę ważna postać, jakiś manager albo coś. Ale w kolejnej scenie relegowana jest do roli pani podającej szklankę z wodą!!!
Z kolei to, co ma ręce i nogi, jest tak oklepane, że nawet sami twórcy nie mają siły, żeby tę kalkę nam jakoś osłodzić, więc po prostu walą prosto z mostu i po oczach. W ten sposób przeprowadzony jest chociażby cały wątek miłosny. Między Olgą Bołądź a Marcinem Korczem nie ma najmniejszej nawet chemii, ponieważ oboje jedynie zaliczają kolejne etapy związku według komedii romantycznej. Ona musi być na początku królową lodu, by on – buntownik bez powodu – mógł ją rozgrzać swoją nagością i sprawnymi rękami.
Nie do końca rozumiem też, jaki obraz kobiecości i męskości chcieli twórcy wzmocnić, a jaki ośmieszyć. Zośka teoretycznie ma być silną kobietą sukcesu. Jednak z filmu wynika, że takie kobiety nie istnieją, że "twarde suki" to oszustki, które przed sobą i innymi udają nieugięte osoby sukcesu, podczas gdy w rzeczywistości marzą o przystojniaku, który przyniesie do domu kasę i w samym domu będzie potrafił niejedno zmajstrować/naprawić. Co więcej pozytywna bohaterka okazuje się kobietą, która nie potrafi walczyć o swoje, a tryb zemsty włącza jej się dopiero na wieść o sukcesach innej kobiety. Kiedy bowiem Zośka zostaje zwolniona z pracy, to nie potrafi się pozbierać. Kiedy jednak słyszy, jak się urządziła jej była najlepsza psiapsiółka, w jednej chwili wpada na diaboliczny plan zemsty. Czy naprawdę takie postawy chcieli twórcy afirmować? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Ocena: 3
Już samo śledzenie fabuły nastręcza poważnych kłopotów. Bohaterowie wyskakują na Filip z konopi, trzeba miejscami mocno się na męczyć, by poskładać wszystko, co dzieje się na ekranie, do kupy. Postaci potrafią w jednej scenie się na coś zgodzić, by w następnej dziwić się temu, co się dzieje, choć przecież dzieje się dokładnie to, na co się zgodziły. Momentami żadna siła nie jest w stanie wyjaśnić sensownie wydarzeń. Jak choć w scenie, w której jedna z bohaterek szykuje się na bycie wabikiem na faceta, po czym w ogóle nim nie jest, bo pojawia się druga babka, której wcześniej w ogóle nie było i to ona nagle pełni tę funkcję. Kim jest ta kobieta? Tego chyba nie wiedzą nawet (liczni) scenarzyści! Bo najpierw prowadzi po angielsku negocjacje w imieniu osób, które mówią po polsku, z osobą, która nie mówi (prawie) po angielsku. Mogłoby to sugerować, że jest to w miarę ważna postać, jakiś manager albo coś. Ale w kolejnej scenie relegowana jest do roli pani podającej szklankę z wodą!!!
Z kolei to, co ma ręce i nogi, jest tak oklepane, że nawet sami twórcy nie mają siły, żeby tę kalkę nam jakoś osłodzić, więc po prostu walą prosto z mostu i po oczach. W ten sposób przeprowadzony jest chociażby cały wątek miłosny. Między Olgą Bołądź a Marcinem Korczem nie ma najmniejszej nawet chemii, ponieważ oboje jedynie zaliczają kolejne etapy związku według komedii romantycznej. Ona musi być na początku królową lodu, by on – buntownik bez powodu – mógł ją rozgrzać swoją nagością i sprawnymi rękami.
Nie do końca rozumiem też, jaki obraz kobiecości i męskości chcieli twórcy wzmocnić, a jaki ośmieszyć. Zośka teoretycznie ma być silną kobietą sukcesu. Jednak z filmu wynika, że takie kobiety nie istnieją, że "twarde suki" to oszustki, które przed sobą i innymi udają nieugięte osoby sukcesu, podczas gdy w rzeczywistości marzą o przystojniaku, który przyniesie do domu kasę i w samym domu będzie potrafił niejedno zmajstrować/naprawić. Co więcej pozytywna bohaterka okazuje się kobietą, która nie potrafi walczyć o swoje, a tryb zemsty włącza jej się dopiero na wieść o sukcesach innej kobiety. Kiedy bowiem Zośka zostaje zwolniona z pracy, to nie potrafi się pozbierać. Kiedy jednak słyszy, jak się urządziła jej była najlepsza psiapsiółka, w jednej chwili wpada na diaboliczny plan zemsty. Czy naprawdę takie postawy chcieli twórcy afirmować? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
Ocena: 3
"filmem gotowym do prezentacji całemu światu." :):) Można mieć tylko zatem nadzieję, że nie opuści naszych granic! :)
OdpowiedzUsuńmała to pociecha :)
Usuń