The Duke of Burgundy (2014)

Romans Petera Stricklanda z kinem sprzed 40, 50 lat kwitnie w najlepsze. W "Berberian Sound Studio" pokazał, jak wspaniałym gatunkiem było/jest giallo, a teraz wziął się za dystopijne kino SF oraz filmy z kategorią wiekową X. "Duke of Burgundy. Reguły pożądania" jest bowiem fascynującą mieszanką "Fahrenheit 451" i "Emmanuelle". Strickland udowodnił, że jest prawdziwym mistrzem sfery Id, gdzie obrazy, dźwięki, kształty, barwy znaczą więcej niż idee, myśli, słowa.



"Duke of Burgundy" rozgrywa się w świecie podobnym do naszego, ale zarazem całkowicie odmiennym. To świat, w którym nie ma mężczyzn. A uniwersalną nauką jest entomologia. O statusie społecznym decyduje bogactwo wiedzy pozwalające odróżnić Gryllotalpa gryllotalpa od Gryllotalpa vinae. Zaś bogactwo mierzone jest okazami owadów zebranych w prywatnych kolekcjach. Nic z tych rzeczy nie zostaje wyjaśnione. Nie wiemy czy mężczyźni wyginęli czy jedynie reżyser skoncentrował się na bardzo wąskiej społeczności zamieszkującej zacofaną ekonomicznie okolicę (brak mechanicznych środków transportu, radia, telewizji). Musimy po prostu przyjąć, że na prelekcjach o owadach wśród publiczności zasiadają manekiny.

Takie podejście Stricklanda bardzo mi się spodobało i przez pół filmu drżałem z przerażenia, że reżyser skusi się na zaoferowanie widzom jakiegoś wyjaśnienia. Na szczęście tak się nie stało. Dzięki temu całość zawieszona została gdzieś pomiędzy naszym światem a rzeczywistością oniryczną. Reżyser buduje kompleksowy i wewnętrznie spójny świat. Jednak dla widza czującego dyskomfort z faktu, że nie ma pojęcia dlaczego istnieje on w takiej a nie innej formie, został on zamknięty w swoistego rodzaju szklanej kuli, która zapewnia iluzję, dzięki której to, co zostaje opowiedziane, będzie mniej lub bardziej zrozumiałe.

Na tym tle rozgrywa się fantastyczna historia związku dwóch kobiet. Forma narracji ma cykliczny charakter związany z kolejnymi etapami rozmnażania turkuciowatych. Pozwala to Stricklandowi na dokonanie wiwisekcji związku, na pokazaniu go z różnych punktów widzenia, w różnych stadiach rozwoju. Bezbłędnie rozpisane sceny po mistrzowsku pokazują zmieniającą się dynamikę związku. Reżyser co chwilę zaprasza widzów do wyciągania wniosków, by po chwili zasugerować inne rozwiązanie.

Ale nie tylko scenariusz i reżyseria zachwyciły mnie w tym filmie. Dwie aktorki nie popełniają ani jednego błędu odgrywając role, które są wielopiętrowe. Grają bowiem bohaterki, które same odgrywają pewne role. Jednocześnie ich gra jest bardzo czytelnym i jasnym odwołaniem się do tego, jak grano w filmach w latach 70. Bowiem wszystko w "Duke of Burgundy" zachowuje formę kina sprzed 40 lat. Przy tak postawionym zadaniu i Chiara D'Anna i Sidse Babett Knudsen potrafiły stworzyć wiarygodne portrety kobiet zamkniętych w więzieniu swoich uczuć i pragnień (co wcale nie jest jednym i tym samym).

Zachwyciły mnie również cudowne zdjęcia. Nic Knowland zbudował magiczny klimat, stworzył hipnotyzującą zmysłowość i fascynującą intymność. Oglądając film miałem wrażenie fizycznego kontaktu z fabułą i wykreowanym światem. Doświadczenie kompletowała doskonała muzyka Ca's Eye.

Jak dla mnie "Duke of Burgundy. Reguły pożądania" to rzecz skończona, pozbawiona choćby jednego słabego punktu. Rozkosz dla wszystkich zmysłów, dla emocji i intelektu.

Ocena: 10

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. powinienem więc uprzedzić, że jestem w zachwytach osamotniony
      wśród moich znajomych średnia wynosi 5,6

      Usuń
    2. Ja bym się zaliczał do tej grupy (tzn. gdybym był twoim znajomym, a nie dziwakiem piszącym komentarze na twoim blogu). Ten film mi uzmysłowił, że ja to chyba za bardzo nie lubię Petera Stricklanda. O Berberian Sound Studio ciekawiej się z kimś rozmawiało niż oglądało, a w Duke of Burgundy nie wiem czy jest w ogóle o czym rozmawiać. Miasteczko/świat, w którym wszystkie kobiety są pochłonięte entomologią i bdsmem jest z początku całkiem zabawny, ale historia uczucia dwóch bohaterek wydaje strasznie sztampowa i oklepana. Nie to, że mam jakieś konkretne przykłady podobnych historii, ale poza tą otoczką nic tam ciekawego (czy zaskakującego) się nie dzieje. Nie powiedziałbym też, że film jest specjalnie X rated. U Just Jaeckina można było sobie do woli popatrzeć na cycki i owłosione krocza, a tutaj właściwie nic nie pokazują. To trochę dziwne, że film o sadomasochistycznych lesbijkach jest tak "przyzwoity".

      Usuń
    3. Kiedy odnoszę się do kina X, to nie chodziło mi o to, co jest pokazane (bo rzeczywiście DoB jest dość grzeczne), ale raczej o to, jak to jest pokazane. Reżyserowi udało się całkiem dobrze oddać formę tamtych produkcji.

      Rzeczywiście czystego "dziania się" w filmie nie ma zbyt wiele. Ale to właśnie mi się podobało. Sama dynamika relacji między bohaterkami i to, jak została zaprezentowała zachwyciła mnie całkowicie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)