Scusate se esisto! (2014)
Na pierwszy rzut oka "Przepraszam, że żyję" jest typową głupiutką włoską komedią. Zawiera wszystkie elementy na czele z ulubioną przez Włochów narracją z offu, która opisuje całą historię życia bohaterów. Na szczęście w tym przypadku jest tylko jedna narratorka (co wcale nie jest tak częste).
Ale za tą niewinnie wyglądając historią Włoszki, która porzuciła międzynarodową karierę architektki, by wrócić do ojczyzny i tu spróbować swych sił, poza typowymi perypetiami kobiety w wielkim mieście (szukanie miejsca w świecie zawodowym, kłopoty miłosne, upierdliwa rodzina) ma też do zaoferowania coś więcej. Na drugim planie toczy się inteligentnie poprowadzona krytyka patriarchalnego społeczeństwa Włoch. Mimo teoretycznie obowiązującego równouprawnienia w kraju tym istnieje wciąż "zmowa samców", która uniemożliwia kobietom realizację pełnego potencjału zawodowego. Zabawna jest chociażby scena, w której bohaterka ma podpisać kontrakt, ale są tam pewne warunki dotyczące rozwiązania współpracy. Pośród licznych katastrof naturalnych wymieniona została ciąża. Oczywiście dla kobiet ta scena nie będzie zabawna, bo w przypadku wielu z nich jest to rzeczywistość a nie abstrakcja rodem z filmowej groteski. Takich scen jest w filmie więcej i obawiam się, że dzięki nim całość będzie aż za dobrze zrozumiała w Polsce.
Aktorsko jest to typowo włoski produkt, z akcentem przesunięty w stronę nadekspresji. To miejscami wydało mi się przesadą. Chwilami zamiast bawić budziło to u mnie zmieszanie i niesmak. Dotyczy to przede wszystkim ciotki głównej bohaterki, z której zrobili prymitywną prowincjuszkę-potwora oraz kumpla bohatera granego przez Raoula Bovę, który jest przesadnie teatralnie-stereotypowym gejem. Obie te postaci funkcjonują na granicy dobrego smaku. Ale na szczęście nie czuć w całości złych intencji. Jest za to dużo energii. Dzięki czemu całość wypada w miarę przyjemnie.
Ocena: 6
Ale za tą niewinnie wyglądając historią Włoszki, która porzuciła międzynarodową karierę architektki, by wrócić do ojczyzny i tu spróbować swych sił, poza typowymi perypetiami kobiety w wielkim mieście (szukanie miejsca w świecie zawodowym, kłopoty miłosne, upierdliwa rodzina) ma też do zaoferowania coś więcej. Na drugim planie toczy się inteligentnie poprowadzona krytyka patriarchalnego społeczeństwa Włoch. Mimo teoretycznie obowiązującego równouprawnienia w kraju tym istnieje wciąż "zmowa samców", która uniemożliwia kobietom realizację pełnego potencjału zawodowego. Zabawna jest chociażby scena, w której bohaterka ma podpisać kontrakt, ale są tam pewne warunki dotyczące rozwiązania współpracy. Pośród licznych katastrof naturalnych wymieniona została ciąża. Oczywiście dla kobiet ta scena nie będzie zabawna, bo w przypadku wielu z nich jest to rzeczywistość a nie abstrakcja rodem z filmowej groteski. Takich scen jest w filmie więcej i obawiam się, że dzięki nim całość będzie aż za dobrze zrozumiała w Polsce.
Aktorsko jest to typowo włoski produkt, z akcentem przesunięty w stronę nadekspresji. To miejscami wydało mi się przesadą. Chwilami zamiast bawić budziło to u mnie zmieszanie i niesmak. Dotyczy to przede wszystkim ciotki głównej bohaterki, z której zrobili prymitywną prowincjuszkę-potwora oraz kumpla bohatera granego przez Raoula Bovę, który jest przesadnie teatralnie-stereotypowym gejem. Obie te postaci funkcjonują na granicy dobrego smaku. Ale na szczęście nie czuć w całości złych intencji. Jest za to dużo energii. Dzięki czemu całość wypada w miarę przyjemnie.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz