Alice Through the Looking Glass (2016)
Jest tylko jeden plus istnienia filmu "Alicja po drugiej stronie lustra". Widowisko to pokazuje, że w Disneyu nie pracują sami Midasowie zamieniający każdą historię w box office'owe złoto. Kontynuację "Alicji w Krainie Czarów" spokojnie można umieścić w encyklopedii pod hasłem "sequel niepotrzebny".
Co dobrego mogę powiedzieć o filmie? To proste: nic. Wytrzymanie w kinie na tym niespełna dwugodzinnym widowisku zakrawa na cud. A nawet cierpiąc katusze, wiercąc się w fotelu, wzdychając patrząc na zegarek i widząc, że od ostatniego spojrzenia minęła ledwie minuta, nawet po fizycznych i psychicznych dowodach zła, jakim jest "Alicja po drugiej stronie lustra", wciąż trudno w to uwierzyć. W końcu za obraz odpowiadają James Bobin (który zanim dał się wciągnąć do hollywoodzkiej maszynki do infantylizacji, pracował przy serialu "Flight of the Conchords") i Linda Woolverton (współautorka fabuł do "Pięknej i Bestii" i "Króla lwa").
Jest tyle wad filmu, że nie wiem nawet, od czego zacząć. Może od fabuły, której po prostu nie ma. Zamiast tego mamy pretekst, po którym następują ułożone na chybił trafił scenki podróżowania w czasie. Nie ma tu żadnej myśli przewodniej. Historia prowadzi donikąd, bohaterowie przechodzą przemiany wewnętrzne (a czasem i zewnętrzne) w sposób mechaniczny i niczym nieuzasadniony. Twórcy miotają się pomiędzy kilkoma wątkami "origin", dylematami natury filozoficznej i kwestiami feminizmu, ale o tym, że w tym wszystkim w ogóle o coś chodzi, przekonujemy się dopiero na końcu, kiedy bohaterowie wypowiadają wnioski, do jakich widz powinien sam był dojść.
Konsekwencją braku fabuły są słabi bohaterowie. Sama Alicja wydała mi się straszliwie antypatyczną postacią, trzpiotką, która swoim egocentrycznym (mimo że motywowanym pomocą innym) zachowaniem uskutecznia większość dowcipów o blondynkach. A to i tak "plus" w porównaniu do innych postaci. Alicja może i irytuje, ale przynajmniej jest jakaś. Reszta wydaje się mieć bardzo przypadkowy związek ze swoimi literackimi odpowiednikami. Dlatego też im mniej się wie o oryginalne, tym chyba lepiej dla odbioru filmu.
Oddzielną kwestią jest Johnny Depp, którego image przekracza wszelkie granice dobrego smaku. Jego Szalony Kapelusznik wygląda tak, jakby Klaus Kinski opuścił plan "Nosferatu wampira", by udawać drag queen wystylizowaną na podstarzałą Helenę Bonham Carter. A kiedy jeszcze zaczyna seplenić cieniutkim głosem, można tylko żałować, że seans nie odbywa się w samolocie, wtedy przynajmniej torebki na wymioty byłyby pod ręką. Dobrze przynajmniej, że Deppa nie ma zbyt wiele na ekranie.
"Alicja po drugiej stronie lustra" teoretycznie jest filmem pełnym scen akcji. Ale w praktyce niewiele się tu dzieje. Większość sekwencji mimo usilnych starań pozostaje zwyczajnie nudna. Próby nadania obrazom psychodeliczności rozczarowują. A efekty komputerowe rażą swoją topornością. Co widać najlepiej w scenie otwierającej film. Ucieczka okrętu przed piratami jest tak sztuczna, że naprawdę widać zielony ekran; nawet przez chwilę nie udało się twórcom zbudować wiarygodnej iluzji. I tak zostało do końca filmu.
Już film Burtona mnie rozczarował, ale to, co zaserwował Bobin przechodzi ludzkie pojęcie. Liczę, że Disney mając całą masę innych (lepiej realizowanych) cykli, zapomni o Alicji na długo.
Ocena: 1
Co dobrego mogę powiedzieć o filmie? To proste: nic. Wytrzymanie w kinie na tym niespełna dwugodzinnym widowisku zakrawa na cud. A nawet cierpiąc katusze, wiercąc się w fotelu, wzdychając patrząc na zegarek i widząc, że od ostatniego spojrzenia minęła ledwie minuta, nawet po fizycznych i psychicznych dowodach zła, jakim jest "Alicja po drugiej stronie lustra", wciąż trudno w to uwierzyć. W końcu za obraz odpowiadają James Bobin (który zanim dał się wciągnąć do hollywoodzkiej maszynki do infantylizacji, pracował przy serialu "Flight of the Conchords") i Linda Woolverton (współautorka fabuł do "Pięknej i Bestii" i "Króla lwa").
Jest tyle wad filmu, że nie wiem nawet, od czego zacząć. Może od fabuły, której po prostu nie ma. Zamiast tego mamy pretekst, po którym następują ułożone na chybił trafił scenki podróżowania w czasie. Nie ma tu żadnej myśli przewodniej. Historia prowadzi donikąd, bohaterowie przechodzą przemiany wewnętrzne (a czasem i zewnętrzne) w sposób mechaniczny i niczym nieuzasadniony. Twórcy miotają się pomiędzy kilkoma wątkami "origin", dylematami natury filozoficznej i kwestiami feminizmu, ale o tym, że w tym wszystkim w ogóle o coś chodzi, przekonujemy się dopiero na końcu, kiedy bohaterowie wypowiadają wnioski, do jakich widz powinien sam był dojść.
Konsekwencją braku fabuły są słabi bohaterowie. Sama Alicja wydała mi się straszliwie antypatyczną postacią, trzpiotką, która swoim egocentrycznym (mimo że motywowanym pomocą innym) zachowaniem uskutecznia większość dowcipów o blondynkach. A to i tak "plus" w porównaniu do innych postaci. Alicja może i irytuje, ale przynajmniej jest jakaś. Reszta wydaje się mieć bardzo przypadkowy związek ze swoimi literackimi odpowiednikami. Dlatego też im mniej się wie o oryginalne, tym chyba lepiej dla odbioru filmu.
Oddzielną kwestią jest Johnny Depp, którego image przekracza wszelkie granice dobrego smaku. Jego Szalony Kapelusznik wygląda tak, jakby Klaus Kinski opuścił plan "Nosferatu wampira", by udawać drag queen wystylizowaną na podstarzałą Helenę Bonham Carter. A kiedy jeszcze zaczyna seplenić cieniutkim głosem, można tylko żałować, że seans nie odbywa się w samolocie, wtedy przynajmniej torebki na wymioty byłyby pod ręką. Dobrze przynajmniej, że Deppa nie ma zbyt wiele na ekranie.
"Alicja po drugiej stronie lustra" teoretycznie jest filmem pełnym scen akcji. Ale w praktyce niewiele się tu dzieje. Większość sekwencji mimo usilnych starań pozostaje zwyczajnie nudna. Próby nadania obrazom psychodeliczności rozczarowują. A efekty komputerowe rażą swoją topornością. Co widać najlepiej w scenie otwierającej film. Ucieczka okrętu przed piratami jest tak sztuczna, że naprawdę widać zielony ekran; nawet przez chwilę nie udało się twórcom zbudować wiarygodnej iluzji. I tak zostało do końca filmu.
Już film Burtona mnie rozczarował, ale to, co zaserwował Bobin przechodzi ludzkie pojęcie. Liczę, że Disney mając całą masę innych (lepiej realizowanych) cykli, zapomni o Alicji na długo.
Ocena: 1
Komentarze
Prześlij komentarz