Bone Tomahawk (2015)
Muszę przyznać, że miałem wobec tego filmu bardzo duże oczekiwania. Wszystko przez to, co słyszałem na temat fabuły i za sprawą obsady. W końcu jest tu i Patrick Wilson ze "Stacji kosmicznej 76", i Kurt Russell z "Death Proof", i Richard Jenkins z "Domu w głębi lasu" i Sid Haig z "Domu 1000 trupów". Wszystkie te tytuły mają dwie cechy wspólne: po pierwsze w ciekawy sposób wywracają do góry nogami gatunkowe konwencje, po drugie bardzo mi się podobały. Tak więc zanim poszedłem do kina na "Bone Tomahawk", poprzeczkę zawiesiłem bardzo wysoko. Jak się okazało za wysoko.
Film S. Craiga Zahlera nie jest wcale zły. To solidny western, który tak naprawdę dopiero w końcówce okazuje się mieć więcej wspólnego z survivalowym horrorem. Po prostu spodziewałem się po nim więcej. Moje rozczarowanie wynika głównie z tego, że zanim nastąpi zwrot, "Bone Tomahawk" nie odbiega zbytnio od westernowego standardu. Dialogi są mniej wyraziste, niż się tego spodziewałem (choć jest kilka wyjątków od tej reguły, jak choćby rozmowa Broodera z barowym grajkiem). Podobnie jest też z samymi bohaterami. Choć Matthew Fox jako Brooder był dla mnie objawieniem. Po koszmarze, jakim był jego występ w "Alexie Crossie", nie spodziewałem się, że może być aż tak dobrym aktorem. Filmowi szkodzi też kameralność, której reżyser nie wykorzystał jako formy kontrastu z tym, co jest przedmiotem narracji. Stąd też cała finałowa rozrywka jest ledwie cieniem tego, czym być powinna.
Jestem jednak przekonany, że gdybym poszedł na film nie wiedząc nic poza tym, że jest to western, to końcowy efekt zrobiłby na mnie większe wrażenie. Niestety nigdy się nie dowiem, czy tak byłoby w rzeczywistości.
Ocena: 6
Film S. Craiga Zahlera nie jest wcale zły. To solidny western, który tak naprawdę dopiero w końcówce okazuje się mieć więcej wspólnego z survivalowym horrorem. Po prostu spodziewałem się po nim więcej. Moje rozczarowanie wynika głównie z tego, że zanim nastąpi zwrot, "Bone Tomahawk" nie odbiega zbytnio od westernowego standardu. Dialogi są mniej wyraziste, niż się tego spodziewałem (choć jest kilka wyjątków od tej reguły, jak choćby rozmowa Broodera z barowym grajkiem). Podobnie jest też z samymi bohaterami. Choć Matthew Fox jako Brooder był dla mnie objawieniem. Po koszmarze, jakim był jego występ w "Alexie Crossie", nie spodziewałem się, że może być aż tak dobrym aktorem. Filmowi szkodzi też kameralność, której reżyser nie wykorzystał jako formy kontrastu z tym, co jest przedmiotem narracji. Stąd też cała finałowa rozrywka jest ledwie cieniem tego, czym być powinna.
Jestem jednak przekonany, że gdybym poszedł na film nie wiedząc nic poza tym, że jest to western, to końcowy efekt zrobiłby na mnie większe wrażenie. Niestety nigdy się nie dowiem, czy tak byłoby w rzeczywistości.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz