Summer Camp (2015)
Jedyny sens istnienia filmów typu "Summer Camp" to prezentowanie efekciarskich scen przemocy i śmierci. Jeśli tego zabraknie, wtedy nie ma niczego, co mogłoby zrównoważyć idiotyczną fabułę, która również stanowi nieodłączny element tego rodzaju produkcji. Najwyraźniej jednak Alberto Marini uważa, że jemu przemoc nie jest do szczęścia potrzebna. Efekt był łatwy do przewidzenia.
"Summer Camp" oczywiście nie trzyma się kupy. Zresztą historia jest dość prowizoryczna i Marini nawet nie udaje, że się nad nią wysilał. Mimo wszystko ma kilka fajnych pomysłów. Podobało mi się to, jak wrogowie stają się sojusznikami, by za chwilę znów rzucać sobie do gardeł, jak atakowani są nie ci, co powinni. Tworzyło to idealną podstawę kiczowatej w zabawny sposób produkcji. Gdyby tylko sceny śmierci zostały właściwie pokazane. Tymczasem Marini robi wszystko, by na ekranie nie pojawiło się nic bezpośrednio związanego z przemocą. Kiedy jedna z bohaterek przebija jakiegoś mężczyznę palem, dostajemy takie ujęcie, by nie było faceta widać na ekranie. Kiedy inna postać nadziewa się na wystający kij, mamy zbliżenie na jej twarz. I tak jest za każdym razem. Jądro filmu zostało wykastrowane. Został więc tylko potencjał.
W sumie nie powinienem być tym zaskoczony. Marini kiepskim scenarzystą jest od wielu lat, więc nie było żadnego powodu sądzić, by jego reżyserskie przedsięwzięcie było lepsze. Na film wybrałem się wyłącznie dla obsady. I bardzo żałuję, że dałem się skusić.
Ocena: 3
"Summer Camp" oczywiście nie trzyma się kupy. Zresztą historia jest dość prowizoryczna i Marini nawet nie udaje, że się nad nią wysilał. Mimo wszystko ma kilka fajnych pomysłów. Podobało mi się to, jak wrogowie stają się sojusznikami, by za chwilę znów rzucać sobie do gardeł, jak atakowani są nie ci, co powinni. Tworzyło to idealną podstawę kiczowatej w zabawny sposób produkcji. Gdyby tylko sceny śmierci zostały właściwie pokazane. Tymczasem Marini robi wszystko, by na ekranie nie pojawiło się nic bezpośrednio związanego z przemocą. Kiedy jedna z bohaterek przebija jakiegoś mężczyznę palem, dostajemy takie ujęcie, by nie było faceta widać na ekranie. Kiedy inna postać nadziewa się na wystający kij, mamy zbliżenie na jej twarz. I tak jest za każdym razem. Jądro filmu zostało wykastrowane. Został więc tylko potencjał.
W sumie nie powinienem być tym zaskoczony. Marini kiepskim scenarzystą jest od wielu lat, więc nie było żadnego powodu sądzić, by jego reżyserskie przedsięwzięcie było lepsze. Na film wybrałem się wyłącznie dla obsady. I bardzo żałuję, że dałem się skusić.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz