Posthumous (2014)
Kłamstwo może i ma krótkie nogi, ale cóż to są za nogi. Dosłownie ratują one życie. Bo choć nieuchronną konsekwencją kłamstwa jest chaos, to tak naprawdę otwiera ono nowe możliwości do bycia szczęśliwym.
Tak przynajmniej jest w przypadku dwójki bohaterów "Sztuki kłamstwa". Pierwszym z nich jest artysta, który przez chwilę był sławny, ale teraz nie potrafi się przebić do pierwszej ligi. Kiedy przez pomyłkę uznany zostaje za zmarłego, jego dzieła natychmiast zyskują na wartości. Przekonuje więc swojego marszanda, by nie dementował informacji o zgodnie. Drugą jest dziennikarka, która była tak bezpłciowa, że została zwolniona z magazynu. Za narzeczonym, którego nie kocha, ale który jest bezpiecznym wyborem i doskonałą inwestycją, przybywa do Berlina. Tam odkrywa szaradę malarza, ale zamiast go natychmiast zdemaskować, udaje, że wierzy mu, kiedy ten twierdzi, że jest bratem zmarłego. W ten sposób chce zdobyć materiał na naprawdę dobry artykuł.
Kłamstwo, w którym się nurzają bohaterowie, okazuje się dla nich zbawienne. Paradoksalnie bowiem otacza ich bezpiecznym kokonem fikcji, która sprawia, że mogą się zdystansować do samych siebie, że mogą spojrzeć na swoje życie z boku. Udając mówią więcej prawdy o sobie, niż kiedy próbowali być szczerzy. A im więcej prawdy odkrywają, tym bardziej widzą, jak to, kim chcą być odbiega od tego, kim są obecnie. Kłamstwo staje się więc oknem ku głębszej prawdzie, a ta staje się impulsem do działania, by zmienić siebie, a raczej by wypełnić swoje przeznaczenie.
Całość pokazana jest w zgodzie z tradycją "Przed wschodem słońca", koncentrując się na rozmowach pary bohaterów odbywanych na tle wielkiego miasta. Mało to wszystko odkrywcze, ale z całą pewnością sympatyczne. Obejrzałem bez większego dyskomfortu.
Ocena: 6
Tak przynajmniej jest w przypadku dwójki bohaterów "Sztuki kłamstwa". Pierwszym z nich jest artysta, który przez chwilę był sławny, ale teraz nie potrafi się przebić do pierwszej ligi. Kiedy przez pomyłkę uznany zostaje za zmarłego, jego dzieła natychmiast zyskują na wartości. Przekonuje więc swojego marszanda, by nie dementował informacji o zgodnie. Drugą jest dziennikarka, która była tak bezpłciowa, że została zwolniona z magazynu. Za narzeczonym, którego nie kocha, ale który jest bezpiecznym wyborem i doskonałą inwestycją, przybywa do Berlina. Tam odkrywa szaradę malarza, ale zamiast go natychmiast zdemaskować, udaje, że wierzy mu, kiedy ten twierdzi, że jest bratem zmarłego. W ten sposób chce zdobyć materiał na naprawdę dobry artykuł.
Kłamstwo, w którym się nurzają bohaterowie, okazuje się dla nich zbawienne. Paradoksalnie bowiem otacza ich bezpiecznym kokonem fikcji, która sprawia, że mogą się zdystansować do samych siebie, że mogą spojrzeć na swoje życie z boku. Udając mówią więcej prawdy o sobie, niż kiedy próbowali być szczerzy. A im więcej prawdy odkrywają, tym bardziej widzą, jak to, kim chcą być odbiega od tego, kim są obecnie. Kłamstwo staje się więc oknem ku głębszej prawdzie, a ta staje się impulsem do działania, by zmienić siebie, a raczej by wypełnić swoje przeznaczenie.
Całość pokazana jest w zgodzie z tradycją "Przed wschodem słońca", koncentrując się na rozmowach pary bohaterów odbywanych na tle wielkiego miasta. Mało to wszystko odkrywcze, ale z całą pewnością sympatyczne. Obejrzałem bez większego dyskomfortu.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz