The 9th Life of Louis Drax (2016)
Jest tylko jeden sposób, w jaki mogę sobie wytłumaczy to, dlaczego "9 życie Louisa Draxa" powstało. Otóż na planie "Rogów" Alexandre Aja musiał się bez pamięci zakochać w jednym z młodych aktorów – Maksie Minghelli. I kiedy ten zwierzył mu się, że marzy o napisaniu scenariusza, Aja obiecał, że jego tekst przeniesie na ekran. Co gorsza, zaślepiony uczuciem Aja, zamiast poprawić scenariusz napisany przez niedoświadczonego Minghellę (to jest jego pierwszy zrealizowany tekst), pozostał mu wierny. Efekt tego jest katastrofalny.
"9 życie Louisa Draxa" w takiej formie, jaką ma obecnie, nigdy nie powinno było ujrzeć światła dziennego. To rzecz koślawa, z wieloma żenująco topornymi momentami. Część dialogów przywodzi na myśl popołudniowe docudramy. Co ciekawe, po godzinie nagle film robi się ciekawszy. Kilka scen jest dopracowanych, fabuła nabiera rumieńców, relacje pomiędzy bohaterami rozpoczynają proces fascynującej transformacji. Kiedy jednak nabrałem nadziei, że rzecz można jeszcze uratować, film wraca na tory topornej łopatologii.
Minghellę mogę zrozumieć. Owszem, jego scenariusz potrzebował jeszcze sporo pracy, ale w końcu chłopak stawia na tym polu dopiero pierwsze kroki. Tymczasem Aja jest doświadczonym reżyserem i przecież dopiero co nakręcił niezłe "Rogi", które z "Louisem Draxem" dzielą wiele punktów wspólnych. Jednak Aja nie zrobił nić, żeby złagodzić ostre kanty scenariusza. Ba, on kręci w sposób tak nonszalancki, że wręcz podkreśla słabości tekstu. Jakby nagle postradał zdrowy rozsądek i przestał orientować się, co należy pokazać delikatnie, a kiedy walić prosto z mostu. Jego zabawy światłem są równie subtelne, co próba bezgłośnego przemykania ślepca przez korytarz, w który pełno jest zawieszonych dzwoneczków dzwoniący przy najdelikatniejszym dotknięciu.
Szczególnie źle wypada początek. Aja nie potrafi nawet ze swoich aktorów wykrzesać choćby podstawowej iskry talentu. Ot w takiej scenie z windą: aktorka zakończyła kwestię o sekundę za wcześnie i widać na jej twarzy, że już nie może doczekać się, kiedy zamkną się drzwi. Niby jest to tylko mgnienia oka, a jednak daje się to zauważyć aż nazbyt wyraźnie.
Jestem mocno niepocieszony tym, co zobaczyłem. Tym bardziej, że "9 życie Louisa Draxa" miał wszystko, by mi się spodoba. W obsadzie jest wiele lubianych przeze mnie osób, które niestety zostały całkowicie zmarnowane. Dornan jest po prostu fotogeniczny i na tym muszę zakończyć wyliczanie jego zalet w filmie. Molly Parker jest tak bezbarwna, że aż zdumiewa mnie fakt, iż jej postać ma nazwisko. Równie dobrze mogłaby być opisana jako "Policjantka nr 1". Podobnie jest z grającym na autopilocie Plattem. Z kolei Barbary Hershey jest tyle, co kot napłakał.
A przecież sama historia wydaje się samograjem. Świetnie można byłoby zmieniać perspektywy opowiadania historii, co z kolei prowadziłoby do zmiany oceny faktów. Bawienie się niejednoznacznością mogło doprowadzić do wciągającego portretu jednostek uwikłanych w skomplikowaną grę psychologiczną. Czy Louis to rezolutny i niewinny chłopiec, czy może bezwzględny psychopata? Czy jego ojciec to kochający mąż. czy może damski bokser? Czy matka to anielica, czy może perfidna kłamczucha? Czy lekarz to altruista, czy może skrywa osobowość drapieżcy i protekcjonalnego konowała? Ileż tu bogactwa! Ile możliwości! Tymczasem w samym filmie widać tylko odległego echo tego potencjału.
Ocena: 4
"9 życie Louisa Draxa" w takiej formie, jaką ma obecnie, nigdy nie powinno było ujrzeć światła dziennego. To rzecz koślawa, z wieloma żenująco topornymi momentami. Część dialogów przywodzi na myśl popołudniowe docudramy. Co ciekawe, po godzinie nagle film robi się ciekawszy. Kilka scen jest dopracowanych, fabuła nabiera rumieńców, relacje pomiędzy bohaterami rozpoczynają proces fascynującej transformacji. Kiedy jednak nabrałem nadziei, że rzecz można jeszcze uratować, film wraca na tory topornej łopatologii.
Minghellę mogę zrozumieć. Owszem, jego scenariusz potrzebował jeszcze sporo pracy, ale w końcu chłopak stawia na tym polu dopiero pierwsze kroki. Tymczasem Aja jest doświadczonym reżyserem i przecież dopiero co nakręcił niezłe "Rogi", które z "Louisem Draxem" dzielą wiele punktów wspólnych. Jednak Aja nie zrobił nić, żeby złagodzić ostre kanty scenariusza. Ba, on kręci w sposób tak nonszalancki, że wręcz podkreśla słabości tekstu. Jakby nagle postradał zdrowy rozsądek i przestał orientować się, co należy pokazać delikatnie, a kiedy walić prosto z mostu. Jego zabawy światłem są równie subtelne, co próba bezgłośnego przemykania ślepca przez korytarz, w który pełno jest zawieszonych dzwoneczków dzwoniący przy najdelikatniejszym dotknięciu.
Szczególnie źle wypada początek. Aja nie potrafi nawet ze swoich aktorów wykrzesać choćby podstawowej iskry talentu. Ot w takiej scenie z windą: aktorka zakończyła kwestię o sekundę za wcześnie i widać na jej twarzy, że już nie może doczekać się, kiedy zamkną się drzwi. Niby jest to tylko mgnienia oka, a jednak daje się to zauważyć aż nazbyt wyraźnie.
Jestem mocno niepocieszony tym, co zobaczyłem. Tym bardziej, że "9 życie Louisa Draxa" miał wszystko, by mi się spodoba. W obsadzie jest wiele lubianych przeze mnie osób, które niestety zostały całkowicie zmarnowane. Dornan jest po prostu fotogeniczny i na tym muszę zakończyć wyliczanie jego zalet w filmie. Molly Parker jest tak bezbarwna, że aż zdumiewa mnie fakt, iż jej postać ma nazwisko. Równie dobrze mogłaby być opisana jako "Policjantka nr 1". Podobnie jest z grającym na autopilocie Plattem. Z kolei Barbary Hershey jest tyle, co kot napłakał.
A przecież sama historia wydaje się samograjem. Świetnie można byłoby zmieniać perspektywy opowiadania historii, co z kolei prowadziłoby do zmiany oceny faktów. Bawienie się niejednoznacznością mogło doprowadzić do wciągającego portretu jednostek uwikłanych w skomplikowaną grę psychologiczną. Czy Louis to rezolutny i niewinny chłopiec, czy może bezwzględny psychopata? Czy jego ojciec to kochający mąż. czy może damski bokser? Czy matka to anielica, czy może perfidna kłamczucha? Czy lekarz to altruista, czy może skrywa osobowość drapieżcy i protekcjonalnego konowała? Ileż tu bogactwa! Ile możliwości! Tymczasem w samym filmie widać tylko odległego echo tego potencjału.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz