Jackie (2016)
"Jackie" wywołuje u mnie mieszane uczucia. To, co
mi się naprawdę spodobało, to sposób sportretowania tytułowej bohaterki. Pablo
Larraín potrafił zbudować postać pełną paradoksów. Jackie Kennedy
jest w tym filmie jednocześnie zahukaną gąską i żelazną damą, damulką z
arystokratycznym kompleksem i aktorką potrzebującą widowni, by oddychać,
wyrafinowaną kobietą obytą w świecie i zagubioną dziewojką. Te wszystkie elementy reżyser zlewa w jedną całość
tak, że nie sposób wskazać, gdzie kończy się jedna cecha, a zaczyna druga.
Chilijczyk maluje najbardziej skomplikowane charakterologiczne wzory z taką
swobodą, że przez większość filmu nie mogłem wyjść ze zdumienia.
Zarazem jednak kompletnie nie przemówiła do mnie wybrana
przez niego konstrukcja narracji. Nie "kupuję" formuły podwójnego
wyznania. Nie widzę głębszego sensu, dla którego reżyser mnoży świadków
tragedii Jackie Kennedy, którzy pozornie kwestionują jej decyzje, by koniec
końców potulnie poklepać ją po ramieniu i podnieść na duchu. I dziennikarz, i
ksiądz, i nawet postać Nancy Tuckerman mają sens wyłącznie dla samej
konstrukcji filmu, umożliwiając reżyserowi swobodne mieszanie planów czasowych.
To zaś sugeruje, że Larraín bardziej zainteresowany jest tym JAK opowiedzieć
historię Jackie (ze szczególnym podkreśleniem odrębność od typowej struktury
filmu biograficznej), niż tym CO chce opowiedzieć.
W rezultacie "Jackie" zupełnie mnie nie zainteresowała.
Oglądając film nie czułem potrzeby dowiedzenia się czegoś więcej o żonie JFK-a.
Była mi wręcz obojętna. I jeśli w ogóle film zapamiętam, to nie za sprawą
głównej bohaterki, ale przez kompletnie odmienioną Gretę Gerwig. Jej kreacja
aktorska wprawiła mnie w autentyczne osłupienie. Do tej pory żyłem w
przekonaniu, że niezależnie od filmu Greta Gerwig zawsze będzie Gretą Gerwig. A
tymczasem w "Jackie" udowodniła mi, że się myliłem. Oczywiście to
tylko podnosi moje oczekiwania wobec niej i liczę, że częściej będzie
wychodzić poza krąg swoich aktorskich przyzwyczajeń.
Jeśli zaś chodzi o kreację Natalie Portman, to
oczywiście świetnie udaje Jackie Kennedy. Ale nie jest to najlepsza rola oparta
na imitacji prawdziwej osoby, jaką widziałem w ciągu ostatniego roku. Moim
zdaniem większym mistrzostwem była metamorfoza Josepha Gordona-Levitta w
Snowdena. Nie uważam też, by Portman była najlepszą aktorką z piątki
nominowanej do Oscara. Co prawda nie widziałem "Loving", więc nie
wiem, jak zagrała Ruth Negga, ale osobiście uważam, że Huppert w
"Elle" pokazuje więcej aktorskiego kunsztu.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz