Fair Haven (2016)

No cóż, "Fair Haven" okazało się produkcją tylko o poziom wyżej od amatorskiej, domowej zabawy. Co gorsza, wydaje się odbity od sztancy pożyczonej od pozbawionego wyobraźni filmowcy, który sam dostał ją z manufaktury łopatologii. Najbardziej twórczym działaniem reżysera była jego decyzja, by sceny z terapii leczenia z homoseksualizmu przeplatać z wątkiem powrotu głównego bohatera do domu. I szczerze mówiąc ta decyzja też mi się średnio podobała. Sceny z terapii w większości przypadków były po prostu redundantne.



Szkoda mi tego filmu, ponieważ gdzieś pod tym całym gruzowiskiem wtórnych koncepcji jest kilka całkiem interesujących pomysłów, które moim zdaniem reżyser powinien był wydobyć na światło dzienne, a nie sprowadzać do (na przykład) jednej przelotnej rozmowy z barmanką. Jedną z takich koncepcji jest zjawisko "fali" w rodzinie: mój ociec siłą wymusił na mnie pewien styl życia, teraz ja wymuszam go na moim synu, a pewnego dnia on zrobi to samo ze swoim synem. Gdyby reżyser poświęcił więcej miejsca temu wątkowi, to zamiast oczywistej i wałkowanej w niezliczonej liczbie filmów relacji głównego bohatera z jego byłym moglibyśmy dostać ciekawy portret więzi rodzinnych.

Inną koncepcją jest to, że nietolerancja nie musi być związana z nienawiścią. Często może być pochodną miłości, głębokiej troski o ukochaną bliską osobę. Gdyby temu poświęcił reżyser więcej uwagi, być może postać ojca nabrałaby życia, a nie była jedynie punktem, w którym narracja nabiera rozpędu.

Jednak nawet słabe filmy czasem pobudzają do refleksji. I tak stało się w przypadku "Fair Haven". Oglądając go zacząłem zastanawiać się, dlaczego bohaterowie tacy jak James i Charlie wciąż pozostają archetypami gejowskich protagonistów. Czy jest tak dlatego, aby być bardziej przystępnymi dla heteroseksualnej widowni? Czy może jednak chodzi o nietolerancję gejów wobec tych spośród nich, którzy w jakikolwiek sposób sugerują prawdziwość stereotypów? Pewnie, że tacy zwyczajni ludzie jak James są łatwiejsi w akceptacji niż lesbijka, której nastoletni język bywa w dziesiątkach intymnych miejscy mniej lub bardziej anonimowych kobiet albo chłopak, który jednocześnie zapuszcza brodę i włosy, nakłada krzykliwy makijaż i jeszcze bardziej rzucające się w oczy sukienki. Ale powszechność bohaterów takich jak James i Charlie i brak postaci takich jak wspomniana lesbijka czy drag (chyba że jako postaci drugoplanowe) w bezrefleksyjny sposób prowadzi do segregowania postaci. I odnoszę wrażenie, że w dużej mierze jest to wynik lęków samych środowisk LGBT, które w pędzie ku akceptacji skłaniają się ku nietolerancji (lub ignorowania) osób stereotypowych.

A to prowadzi mnie do kolejnego pytania: Do akceptacji czego tak naprawdę nawołuje "Fair Haven"? Oglądając ten film odnoszę wrażenie, że reżyser wcale nie jest piewcą "alternatywnego stylu życia". W tym filmie większą alternatywą jest organiczne uprawianie owoców i warzyw niż orientacja głównego bohatera. Wydaje się wręcz, że film potwierdza wartości moralne heteroseksualnych chrześcijan. I chce po prostu, by grono wyznawców tych wartości zostało poszerzone o osoby homoseksualne. Jeśli gej lub lesbijka jest w stanie być w monogamicznym związku, to należy traktować ich jak "normalnych ludzi". Nie ma w tym w ogóle miejsca dla akceptacji tych, którzy wyznają inne wartości.

Ocena: 3

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)