Life (2017)
Nie przeszkadza mi to, że "Life" jest filmem pozbawionym oryginalnego pomysłu. Klaustrofobiczne historie o obcych atakujących grupę bohaterów w zamkniętej, ograniczonej przestrzeni kino rozpracowało już na wiele sposobów. Przeszkadza mi to, że Espinosa i spółka kompletnie nie mieli pomysłu, jak tę wyświechtaną kliszę odświeżyć.
Tę koncepcyjną pustkę widać w każdej scenie. Espinosa nie potrafi się zdecydować, czy chce, żeby jego film był bardziej dramatem egzystencjalnym, w którym człowiek jest twórcą największych dla siebie zagrożeń, czy też zwykłym survivalem. Widać, że chciał obie też rzeczy pogodzić, ale zamiast spójnej wizji na ekranie rządzi przypadkowa zbitka obrazów. Kompletnie niezrozumiałe dla mnie było to, kiedy nagle zaczynaliśmy oglądać świat z perspektywy Calvina. Gdyby to jeszcze były efektowne sekwencje. może byłby w stanie przymknąć na to oko, a tak, nawet z punktu widzenia czysto wizualnych doświadczeń, było to pozbawione sensu.
Film nie ma też wyrazistego bohatera. Twórcy najwyraźniej uznali, że wystarczą dwa rozpoznawalne nazwiska, a wszystko samo się ułoży. Otóż nie. A bez postaci, których los mógłby mnie obchodzić, większość scen, w których życie bohaterów było zagrożone, nie robiło na mnie wrażenia. Jeszcze pierwsze dwa ataki Calvina były całkiem niezłe. Potem jest już tylko gorzej.
"Life" wygląda jak typowy bryk na temat kina SF. Można po niego sięgnąć wyłącznie, jeśli chce się na szybko przejrzeć listę gatunkowych toposów.
Ocena: 4
Tę koncepcyjną pustkę widać w każdej scenie. Espinosa nie potrafi się zdecydować, czy chce, żeby jego film był bardziej dramatem egzystencjalnym, w którym człowiek jest twórcą największych dla siebie zagrożeń, czy też zwykłym survivalem. Widać, że chciał obie też rzeczy pogodzić, ale zamiast spójnej wizji na ekranie rządzi przypadkowa zbitka obrazów. Kompletnie niezrozumiałe dla mnie było to, kiedy nagle zaczynaliśmy oglądać świat z perspektywy Calvina. Gdyby to jeszcze były efektowne sekwencje. może byłby w stanie przymknąć na to oko, a tak, nawet z punktu widzenia czysto wizualnych doświadczeń, było to pozbawione sensu.
Film nie ma też wyrazistego bohatera. Twórcy najwyraźniej uznali, że wystarczą dwa rozpoznawalne nazwiska, a wszystko samo się ułoży. Otóż nie. A bez postaci, których los mógłby mnie obchodzić, większość scen, w których życie bohaterów było zagrożone, nie robiło na mnie wrażenia. Jeszcze pierwsze dwa ataki Calvina były całkiem niezłe. Potem jest już tylko gorzej.
"Life" wygląda jak typowy bryk na temat kina SF. Można po niego sięgnąć wyłącznie, jeśli chce się na szybko przejrzeć listę gatunkowych toposów.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz