Porto (2016)
Wariacja na temat "Przed wschodem słońca". Zgodnie z tytułem akcja filmu rozgrywa się w portugalskim mieście, ale jej bohaterami są obcokrajowcy. Ona jest Francuzką, on Amerykaninem. Ona zwróciła na niego uwagę, kiedy pchał taczkę na wykopaliskach, gdzie ona pracowała jako archeolog. Potrzebowała silnego faceta do przeniesienia paru pudeł. On potrzebował kogoś, przy kim mógłby poczuć sens życia. Razem spędzili noc na rozmowach i seksie.
W przeciwieństwie jednak do filmu Linklatera, w "Porto" dostajemy szerszy zarys historii. Widzimy nie tylko spotkanie dwójki nieznajomych, ale również to, skąd przychodzą i co się dalej z nimi stanie. Noc jest wydarzeniem, które ma charakter znacznika, jednego z wielu w biografiach obojga bohaterów, co wcale nie znaczny, że mało istotnego. Reżyser pokazuje wpływ przypadkowego seksu na osoby, który nie są jednostkami silnymi emocjonalnie. Próbuje też bawić się koncepcją wspomnień, w których prawda ulega zniekształceniu, jak również chwilowej niepoczytalności, która zdaje się pozbawiać bohaterów wolnej woli, ale paradoksalnie zwiększa intensywność całego przeżycia.
Jednak film Gabe'owi Klingerowi nie do końca udaje się stworzyć solidny film. "Porto" pozostaje niestety tylko krótkometrażówką, którą reżyser obudował komentarzami, przypisami, epilogami i postscriptum, co wydłużyło całość dwukrotnie. Za bardzo też skupia się na formie, zabawą kamerą Super 8 i nielinearnością narracji. Zamiast pogłębiać związek widza z bohaterami i ich historią, buduje to dystans, zmienia film z intymnej opowieści w nieco męczący eksperyment.
Ale przynajmniej i Yelchin i Lucas fajnie zagrali. Zaiskrzyło między nimi, co nadało postaciom pozorów życia.
Ocena: 5
W przeciwieństwie jednak do filmu Linklatera, w "Porto" dostajemy szerszy zarys historii. Widzimy nie tylko spotkanie dwójki nieznajomych, ale również to, skąd przychodzą i co się dalej z nimi stanie. Noc jest wydarzeniem, które ma charakter znacznika, jednego z wielu w biografiach obojga bohaterów, co wcale nie znaczny, że mało istotnego. Reżyser pokazuje wpływ przypadkowego seksu na osoby, który nie są jednostkami silnymi emocjonalnie. Próbuje też bawić się koncepcją wspomnień, w których prawda ulega zniekształceniu, jak również chwilowej niepoczytalności, która zdaje się pozbawiać bohaterów wolnej woli, ale paradoksalnie zwiększa intensywność całego przeżycia.
Jednak film Gabe'owi Klingerowi nie do końca udaje się stworzyć solidny film. "Porto" pozostaje niestety tylko krótkometrażówką, którą reżyser obudował komentarzami, przypisami, epilogami i postscriptum, co wydłużyło całość dwukrotnie. Za bardzo też skupia się na formie, zabawą kamerą Super 8 i nielinearnością narracji. Zamiast pogłębiać związek widza z bohaterami i ich historią, buduje to dystans, zmienia film z intymnej opowieści w nieco męczący eksperyment.
Ale przynajmniej i Yelchin i Lucas fajnie zagrali. Zaiskrzyło między nimi, co nadało postaciom pozorów życia.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz