God's Own Country (2017)

Fantastyczny film o tym, jak ważna jest w życiu bliskość i jak trudno jest ją – przynajmniej mężczyznom – osiągnąć. Reżyser nie sili się na artystyczne elaboraty. Postawił na prostotę, aktorów i historię, która broni się sama.



"Piękny kraj" zabiera nas na angielską prowincję. Tu życie wymaga twardości i determinacji. Praca na roli nigdy nie ma końca, a kiedy w domu jest jeszcze schorowany ojciec, to dla Johna – młodego bohatera filmu – nie zostaje wiele czasu dla siebie. Milczy jednak. Robi to, co do niego należy, jak na dobrego syna przystało, a chwile wolne spędza upijając się w pubie i uprawiając szybki seks bez zobowiązań. Jest twardy, a przynajmniej tak mu się wydaje. Wszystko zmieni się wraz z pojawieniem rumuńskiego pracownika, który ma pomóc w gospodarce. Gheorghe kiedy trzeba potrafi być twardy i stanowczy, jest również delikatny i troskliwy. Ta mieszanka okaże się wybuchowa. Dzięki niej mury Johna runą i po raz pierwszy od bardzo dawna dowie się, czym jest prawdziwa bliskość.

Film Francisa Lee nie jest zwyczajnym romansem. To przede wszystkim piękna opowieść o odkrywaniu, czym jest autentyczny kontakt z drugim człowiekiem. Reżyser porównuje naukę bliskości z oswajaniem zwierzęcia. I dwójka głównych aktorów fantastycznie potrafiła to odegrać. Kiedy John po raz pierwszy pozwala sobie na dotyk drugiego człowieka, który jest wyłącznie przekazem emocji, a nie wiąże się z obowiązkiem lub bezosobowym kontaktem fizyczny, możemy poczuć, jak przełomowe jest to w jego życiu wydarzenie.

Jednak Lee nie ogranicza się w opowiadaniu o bliskości wyłącznie do pary zakochanych. Piękne i niezwykle wzruszające swoją prostotą są sceny Johna z ojcem. Najpierw w szpitalu, kiedy chłopak z wahaniem dotyka dłoni rodzica. A potem w domu,  w łazience, gdzie jedno słowo – "dziękuję" – robi mocne wrażenie. To dzięki takim drobny momentom film podbił moje serce.

Po opiniach innych osób widzę, że wszyscy porównują "Piękny kraj" do "Brokeback Mountain". To zabawne, ale je w ogóle nie mam takich skojarzeń. Dla mnie jest to kolejny przykład dość powszechnego w ostatnich latach w europejskim kinie trendu polegającego na wyprowadzaniu gejów z miast na wieś. Przodują w  nim Niemcy ("Żniwa", "Jonathan"), ale inne nacje też się do niego przyłączyli ("Kraina burz", "Serce z kamienia"). Spośród wszystkich filmów tego trendu, to chyba dzieło Lee przypadło mi najbardziej do gustu.

Ocena: 8

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)