Wild Target (2010)
Gdybym nie kojarzył nazwiska reżysera, to powiedziałbym, że twórcy "Dzikiego celu" sporo ryzykowali. Opowieść o płatnym zabójcy, atrakcyjnej oszustce i ciapowatym nikim została bowiem pomyślana jako komedia łącząca absurd, wyrafinowanie i infantylizm. To mieszanka, która rzadko się udaje. Kiedy wychodzi, wtedy mamy do czynienia z komedią, którą pamięta się latami. Ponieważ jednak za film odpowiadał Jonathan Lynn, to byłem przekonany, że będzie to dla niego bułka z masłem. Ma już na swoim koncie podobne udane projekty (jak choćby sitcom "Tak, panie ministrze" i jego kontynuacje).
Niestety czas robi swoje i przytępił ostrze dowcipu. To, co wychodziło Lynnowi w latach 80. i 90., w 2010 roku całkowicie się wykrzaczyło. "Dziki cel" wygląda jak niedorozwinięty brat "Benny'ego Hilla". Na każdy udany żart przypada pięć, które zostałyby spalone, gdyby nie ratowały ich urok Billa Nighy'ego i Emily Blunt. Wraz z Rupertem Grintem i Rupertem Everettem dwoją się i troją, by śmietnik nie eksplodował widzom prosto w twarz. I odnoszą sukces. Mimo że film nie był zbyt zabawny, to jednak całkiem przyjemnie go wspominam. A kiedy dodam do tego żarty, które reżyserowi wyszły, okazuje się, że "Dziki cel" daje radę.
Ocena: 5
Niestety czas robi swoje i przytępił ostrze dowcipu. To, co wychodziło Lynnowi w latach 80. i 90., w 2010 roku całkowicie się wykrzaczyło. "Dziki cel" wygląda jak niedorozwinięty brat "Benny'ego Hilla". Na każdy udany żart przypada pięć, które zostałyby spalone, gdyby nie ratowały ich urok Billa Nighy'ego i Emily Blunt. Wraz z Rupertem Grintem i Rupertem Everettem dwoją się i troją, by śmietnik nie eksplodował widzom prosto w twarz. I odnoszą sukces. Mimo że film nie był zbyt zabawny, to jednak całkiem przyjemnie go wspominam. A kiedy dodam do tego żarty, które reżyserowi wyszły, okazuje się, że "Dziki cel" daje radę.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz