Darling (2017)
Podczas oglądania "Darling" cały czas w głowie kołatała mi się jedna myśl: jakie szczęście, że bohaterka nie jest matką. Jej dziecko miałoby bowiem przechlapane.
Tytułowa Darling to balerina, której kariera nagle, długo przed czasem, dobiega końca za sprawą kontuzji. I choć żyje dalej, tak naprawdę umarła. Balet był bowiem dla niej wszystkim. Jak ma dalej egzystować, kiedy wszystko, czym jest, zostało przekreślone? Gdyby miała dziecko z całą pewnością zmieniłaby jego/jej życie w koszmar próbując za jego/jej pośrednictwem zrekompensować niespełnione marzenia. Ponieważ jednak nie ma dziecka, swoją destrukcyjną potrzebę zaistnienia, skupi na swej następczyni, młodej baletnicy o dobrej technice, ale pozbawionej artystycznego wyrazu. Darling zacznie mordercze szkolenie, które tylko do pewnego momentu będzie dla baletnicy korzystne.
"Darling" to film, który mówi wprost, że egzystencjalna monotematyczność nie służy człowiekowi. Co z tego, że poświęcisz całe życie jednej pasji, kiedy w każdej chwili może ci ona zostać odebrana. I kim wtedy jesteś, co możesz ze sobą zrobić? Reżyserka całkiem udanie prezentuje tę pustkę, desperację i destrukcję. Tyle tylko, że w zasadzie ślizga się po powierzchni problemu. Jej obserwacje są dość banalne i nie wykraczają poza budowanie przez bohaterkę komunikatów podwójnie związanych, mający zarówno aspekt konstruktywny (chęć pomocy chłopakowi-choreografowi, chęć pomocy nowej balerinie) i aspekty destruktywny (odpychanie ukochanego od siebie, podważanie pewności siebie baleriny i wprowadzanie ją na drogę destrukcyjnych nawyków). Na ekranie wygląda to atrakcyjnie. Kiedy jednak pojawia się chwila na refleksję, wyraźnie widać, że przedstawione relacje i mechanizmy nie zostały pokazane w pełnej krasie.
Ocena: 6
Tytułowa Darling to balerina, której kariera nagle, długo przed czasem, dobiega końca za sprawą kontuzji. I choć żyje dalej, tak naprawdę umarła. Balet był bowiem dla niej wszystkim. Jak ma dalej egzystować, kiedy wszystko, czym jest, zostało przekreślone? Gdyby miała dziecko z całą pewnością zmieniłaby jego/jej życie w koszmar próbując za jego/jej pośrednictwem zrekompensować niespełnione marzenia. Ponieważ jednak nie ma dziecka, swoją destrukcyjną potrzebę zaistnienia, skupi na swej następczyni, młodej baletnicy o dobrej technice, ale pozbawionej artystycznego wyrazu. Darling zacznie mordercze szkolenie, które tylko do pewnego momentu będzie dla baletnicy korzystne.
"Darling" to film, który mówi wprost, że egzystencjalna monotematyczność nie służy człowiekowi. Co z tego, że poświęcisz całe życie jednej pasji, kiedy w każdej chwili może ci ona zostać odebrana. I kim wtedy jesteś, co możesz ze sobą zrobić? Reżyserka całkiem udanie prezentuje tę pustkę, desperację i destrukcję. Tyle tylko, że w zasadzie ślizga się po powierzchni problemu. Jej obserwacje są dość banalne i nie wykraczają poza budowanie przez bohaterkę komunikatów podwójnie związanych, mający zarówno aspekt konstruktywny (chęć pomocy chłopakowi-choreografowi, chęć pomocy nowej balerinie) i aspekty destruktywny (odpychanie ukochanego od siebie, podważanie pewności siebie baleriny i wprowadzanie ją na drogę destrukcyjnych nawyków). Na ekranie wygląda to atrakcyjnie. Kiedy jednak pojawia się chwila na refleksję, wyraźnie widać, że przedstawione relacje i mechanizmy nie zostały pokazane w pełnej krasie.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz