Etiqueta no rigurosa (2017)
Wielokrotnie chwaliłem różnych twórców za to, że w swoich filmach stawiali na historię, która jest tak niezwykła i wciągająca, że broni się sama i nie potrzebuje dodatkowych atrakcji. Nie oznacza to jednak wcale, że jest to zasada stała i niezmienna, czego dowodem jest właśnie "Strój dowolny".
Dokument opowiada o walce dwóch gejów z władzami lokalnymi, które uparły się, by nie dać im ślubu, pomimo że stanowe prawo nadało parom jednopłciowym te same prawa i obowiązki co parom heteroseksualnym. Historia tego, co władze wyczyniały, żeby tylko wymigać się od wydania aktu ślubu, jest naprawdę absurdalna. Są w niej oskarżenia o choroby psychiczne, fałszywe telefony informujące o podłożonej bombie i legislacyjna archeologia polegającą na szukaniu kruczków prawnych w ustawach sprzed wielu dekad, które władze zapomniały zaktualizować. W teorii więc wystarczyło opowiedzieć to, co miało miejsca i fascynujący dokument sam by się nakręcił.
Tak jednak nie jest. "Strojowi dowolnemu" bardzo dobrze zrobiłoby, gdyby zamiast być zrealizowanym "po bożemu" dokumentem, jego twórcy wykazali się większą wyobraźnią artystyczną. Zawiłości prawne aż prosiły się o dodanie na przykład wstawek animowanych, w których wyjaśniono by anachroniczne przepisy albo też zaprezentowano kontekst społeczny podejmowanych działań. Reżyserka powinna też mocniej zaakcentować kafkowski absurd całego procesu, przez który para musiała przejść.
Niestety obraz Cristiny Herrery Bórquez jest zbyt statyczny i podręcznikowy, by surrealizm sytuacji był w stanie uratować dokument. Przez co w ostatecznym rozrachunku film mnie rozczarował.
Ocena: 5
Dokument opowiada o walce dwóch gejów z władzami lokalnymi, które uparły się, by nie dać im ślubu, pomimo że stanowe prawo nadało parom jednopłciowym te same prawa i obowiązki co parom heteroseksualnym. Historia tego, co władze wyczyniały, żeby tylko wymigać się od wydania aktu ślubu, jest naprawdę absurdalna. Są w niej oskarżenia o choroby psychiczne, fałszywe telefony informujące o podłożonej bombie i legislacyjna archeologia polegającą na szukaniu kruczków prawnych w ustawach sprzed wielu dekad, które władze zapomniały zaktualizować. W teorii więc wystarczyło opowiedzieć to, co miało miejsca i fascynujący dokument sam by się nakręcił.
Tak jednak nie jest. "Strojowi dowolnemu" bardzo dobrze zrobiłoby, gdyby zamiast być zrealizowanym "po bożemu" dokumentem, jego twórcy wykazali się większą wyobraźnią artystyczną. Zawiłości prawne aż prosiły się o dodanie na przykład wstawek animowanych, w których wyjaśniono by anachroniczne przepisy albo też zaprezentowano kontekst społeczny podejmowanych działań. Reżyserka powinna też mocniej zaakcentować kafkowski absurd całego procesu, przez który para musiała przejść.
Niestety obraz Cristiny Herrery Bórquez jest zbyt statyczny i podręcznikowy, by surrealizm sytuacji był w stanie uratować dokument. Przez co w ostatecznym rozrachunku film mnie rozczarował.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz