El Camino Christmas (2017)
Matko Jedyna, co ty był za szajs! David E. Talbert naoglądał się za dużo braci Coen i pomyślał, że kręcenie filmów, które będą poruszające, a zarazem przewrotne i absurdalne, to bułka z masłem. A skoro tak, to on sam jest w stanie taki film zrealizować. Do pewnego stopnia ma rację. Nie da się zaprzeczyć, że "El Camino Christmas" jest filmem. Ale nie nazwałbym go dobrym, zabawnym, przewrotnym, poruszającym, inteligentnym, ani żadnym innym epitetem, na jaki reżyser z całą pewnością liczył.
Oglądając film trudno przychodzi zorientować się, o co reżyserowi tak naprawdę chodzi. Mimo licznych absurdalnych momentów, nie sposób nazwać "El Camino Christmas" komedią. Na ekranie pojawia się też za dużo postaci, których losami mamy się niby przejmować. Reżyser jednak większość z nich pozostawia w formie dwuwymiarowych bezbarwnych wycinanek. Kiedy więc pojawiają się momenty ważkie emocjonalnie, film jest zwyczajnie nudny. A ponieważ w obsadzie jest cała plejada gwiazd, jedyne, co czułem, to żal, że aktorzy zmuszeni są do grania w czymś takim.
Ocena: 4
Oglądając film trudno przychodzi zorientować się, o co reżyserowi tak naprawdę chodzi. Mimo licznych absurdalnych momentów, nie sposób nazwać "El Camino Christmas" komedią. Na ekranie pojawia się też za dużo postaci, których losami mamy się niby przejmować. Reżyser jednak większość z nich pozostawia w formie dwuwymiarowych bezbarwnych wycinanek. Kiedy więc pojawiają się momenty ważkie emocjonalnie, film jest zwyczajnie nudny. A ponieważ w obsadzie jest cała plejada gwiazd, jedyne, co czułem, to żal, że aktorzy zmuszeni są do grania w czymś takim.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz