Aterrados (2017)
Gdybym nie wiedział, że "Nocne istot" są filmem argentyńskim, to pomyślałbym, że jest to produkcja hiszpańska. Zabrakło mi tylko księży i odniesień do jakiejś faszystowskiej intrygi. Resztę stanowi przegląd typowych horrorowych obsesji hiszpańskich twórców.
Słowo "przegląd" nie jest tu wcale przenośnią. Demián Rugna wcisnął do swojego filmu tyle narracyjnych klisz, jakby starał się pobić rekord. Wystarczy wspomnieć, że obraz ma trzy początki. Co prawda te wątki później mają się ze sobą spleść. Ale nie do końca to tak wygląda. Głównie przez brak czasu. Film trwa niecałe półtorej godziny, a gdyby solidnie ktoś chciał historie pary, samotnego sąsiada oraz matki z synem opowiedzieć, to potrzebowałby na to grubo ponad dwie godziny. Tym bardziej, że każdy z trzech punktów wyjścia mógł zostać rozwinięty w samodzielny film.
Początkowo ta lawina pomysłów niespecjalnie mi przeszkadzała. Bo każdy z wątków miał swoje efektowne momenty. W przypadku pary była to scena w łazience. W przypadku samotnego mężczyzny ogólny klimat desperacji i szaleństwa (plus dobre w niewielkiej dawce found footage). W przypadku matki z dzieckiem, absurd sytuacji, w której niemożliwe siedzi sobie przy stole wyraźnie pokazując, że jednak jest możliwe.
Niestety z czasem stało się to problemem, ponieważ reżyser ani przez chwilę nie przestaje mnożyć pomysłów. To zaś sprawia, że film robi się najzwyczajniej w świecie zagracony. Wątki z konieczności muszą być traktowane pobieżnie, próba stworzenia ciekawej mitologii zostaje porzucona, rozwiązania rażą uproszczeniami, brakiem wyjaśnień. Za to coraz istotniejsze stają się efekciarskie momenty istniejące tak naprawdę sobie a muzom. Co niestety wywołało u mnie zmęczenie.
Ocena: 5
Słowo "przegląd" nie jest tu wcale przenośnią. Demián Rugna wcisnął do swojego filmu tyle narracyjnych klisz, jakby starał się pobić rekord. Wystarczy wspomnieć, że obraz ma trzy początki. Co prawda te wątki później mają się ze sobą spleść. Ale nie do końca to tak wygląda. Głównie przez brak czasu. Film trwa niecałe półtorej godziny, a gdyby solidnie ktoś chciał historie pary, samotnego sąsiada oraz matki z synem opowiedzieć, to potrzebowałby na to grubo ponad dwie godziny. Tym bardziej, że każdy z trzech punktów wyjścia mógł zostać rozwinięty w samodzielny film.
Początkowo ta lawina pomysłów niespecjalnie mi przeszkadzała. Bo każdy z wątków miał swoje efektowne momenty. W przypadku pary była to scena w łazience. W przypadku samotnego mężczyzny ogólny klimat desperacji i szaleństwa (plus dobre w niewielkiej dawce found footage). W przypadku matki z dzieckiem, absurd sytuacji, w której niemożliwe siedzi sobie przy stole wyraźnie pokazując, że jednak jest możliwe.
Niestety z czasem stało się to problemem, ponieważ reżyser ani przez chwilę nie przestaje mnożyć pomysłów. To zaś sprawia, że film robi się najzwyczajniej w świecie zagracony. Wątki z konieczności muszą być traktowane pobieżnie, próba stworzenia ciekawej mitologii zostaje porzucona, rozwiązania rażą uproszczeniami, brakiem wyjaśnień. Za to coraz istotniejsze stają się efekciarskie momenty istniejące tak naprawdę sobie a muzom. Co niestety wywołało u mnie zmęczenie.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz