Me estás matando Susana (2016)
"Susano, zabijasz mnie" to dobry przykład na to, jak ważną rolę w opowiadaniu nieźle pomyślanej historii odgrywa reżyser. W zasadzie bowiem jest w tym filmie wszystko, co było potrzebne do stworzenia przyjemnej i niebanalnej komedii. Historia Eligio i Susany ma w sobie bowiem coś intrygująco subwersywnego jeśli chodzi o prezentację tradycyjnych w kulturze latynoskiej ról płciowych. Tyle tylko, że gdzie w procesie kręcenia i montowania filmu wszystko, co ciekawe, ulotniło się i została prawie wyłącznie nuda.
Eligio jest typowym macho, który wierność kobiecie pojmuje w sposób dość wybiórczy. Polega ona na tym, że ma jedną żonę na stałe i kochanki, które zmienia równie często co bieliznę. Oczywiście z jego punktu widzenia identyczne zachowanie żony nie wchodzi w grę. Choć jednak Eligio zachowuje się jak stuprocentowy samiec alfa, wcale nim nie jest. Niczym ratlerek dużo jazgocze, ale kiedy przychodzi do czynów okazuje się słaby. Nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Co gorsza, spolegliwa żona jest właśnie tym, co ową słabość pielęgnuje.
Susana to z kolei kobieta, która na pierwszy rzut oka pozbawiona jest asertywności. Kiedy ma już dosyć tego, że jest przez Eligio przyjmowana za pewnik, po prostu znika. A jednak gdy tylko ten pojawia się, nie potrafi go odtrącić. Mimo to jakimś cudem potrafi zadbać o swoje. Spełnia, i to z sukcesem, emocjonalne i zawodowe ambicje. Co więcej, okazuje się, że to właśnie ona przyjmuje Eligio i jego miłość do niej za pewnik. To właśnie wiara w trwałość tego uczucia sprawia, że może niczym bocian odlatywać do ciepłych krajów, a potem wracać do gniazda, które wciąż będzie tam, gdzie je założono.
Obsada filmu została bardzo dobrze dobrana. Bernal świetnie odgrywa czarującego egotystę. Jego uśmiech działa naprawdę rozbrajająco. Echegui jest śliczna, krucha i twarda zarazem. A Haraldsson z wiekiem (i brodą) wygląda tak dobrze, jak nigdy wcześniej.
Mimo to "Susano, zabijasz mnie" nie wciągnęło mnie. Większość zabawnych momentów wcale takimi nie jest. Zamiast bawić one raczej irytowały mnie swoim chaosem. Więź łącząca parę bohaterów jest powierzchownie potraktowana, co prowadzi do tego, że czasem trudno jest uwierzyć w motywacje kryjące się za decyzjami Eligio i Susany. To, co w ich relacji jest ciekawe, tu zostaje sprowadzone do powtarzalnego motywy znikania kobiety i szukania jej przez mężczyznę. A już wątek powiązań dokonań twórczych z życiowymi doświadczeniami jest praktycznie przezroczysty. Mam wrażenie, że reżyser zignorował wszystko, co znajdowało się między słowami scenariusza i po prostu nakręcił bezrefleksyjnie rozpisane sceny.
Ocena: 4
Eligio jest typowym macho, który wierność kobiecie pojmuje w sposób dość wybiórczy. Polega ona na tym, że ma jedną żonę na stałe i kochanki, które zmienia równie często co bieliznę. Oczywiście z jego punktu widzenia identyczne zachowanie żony nie wchodzi w grę. Choć jednak Eligio zachowuje się jak stuprocentowy samiec alfa, wcale nim nie jest. Niczym ratlerek dużo jazgocze, ale kiedy przychodzi do czynów okazuje się słaby. Nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Co gorsza, spolegliwa żona jest właśnie tym, co ową słabość pielęgnuje.
Susana to z kolei kobieta, która na pierwszy rzut oka pozbawiona jest asertywności. Kiedy ma już dosyć tego, że jest przez Eligio przyjmowana za pewnik, po prostu znika. A jednak gdy tylko ten pojawia się, nie potrafi go odtrącić. Mimo to jakimś cudem potrafi zadbać o swoje. Spełnia, i to z sukcesem, emocjonalne i zawodowe ambicje. Co więcej, okazuje się, że to właśnie ona przyjmuje Eligio i jego miłość do niej za pewnik. To właśnie wiara w trwałość tego uczucia sprawia, że może niczym bocian odlatywać do ciepłych krajów, a potem wracać do gniazda, które wciąż będzie tam, gdzie je założono.
Obsada filmu została bardzo dobrze dobrana. Bernal świetnie odgrywa czarującego egotystę. Jego uśmiech działa naprawdę rozbrajająco. Echegui jest śliczna, krucha i twarda zarazem. A Haraldsson z wiekiem (i brodą) wygląda tak dobrze, jak nigdy wcześniej.
Mimo to "Susano, zabijasz mnie" nie wciągnęło mnie. Większość zabawnych momentów wcale takimi nie jest. Zamiast bawić one raczej irytowały mnie swoim chaosem. Więź łącząca parę bohaterów jest powierzchownie potraktowana, co prowadzi do tego, że czasem trudno jest uwierzyć w motywacje kryjące się za decyzjami Eligio i Susany. To, co w ich relacji jest ciekawe, tu zostaje sprowadzone do powtarzalnego motywy znikania kobiety i szukania jej przez mężczyznę. A już wątek powiązań dokonań twórczych z życiowymi doświadczeniami jest praktycznie przezroczysty. Mam wrażenie, że reżyser zignorował wszystko, co znajdowało się między słowami scenariusza i po prostu nakręcił bezrefleksyjnie rozpisane sceny.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz