Ništa, samo vjetar (2017)
Vedran ćwierć wieku spędził w Szwecji. Trafił tam na początku lat 90. jako uchodźca z ogarniętych wojną Bałkanów. Dla wielu osób zaaklimatyzowanie się w nowym środowisku nie jest łatwe. Vedran jednak przekonany jest, że stał się modelowym Szwedem. I do pewnego stopnia ma rację. Rzeczywiście pod niektórymi względami jest bardziej szwedzki do Szwedów. I właśnie w tym tkwi problem, z czego nie zdaje sobie sprawy, bo w przeciwieństwie do widzów, nie może liczyć na strategicznie umieszczone efekty dźwiękowe sugerujące, że jego życie nie jest tak uporządkowane i spokojne, jak mu się wydaje.
Kiedy zmuszony zostaje do powrotu do ojczyzny, nie potrafi się odnaleźć. Jak najszybciej chce wrócić do domu, do Szwecji. Dla niego Bałkany to miejsce śmierci, chaosu. I choć dziś żyje się tam normalnie, ta normalność w oczach Vedrana jest jeszcze dziwniejsza od ruin, zgliszczy, trupów. I kiedy wydaje się, że nic już go nie będzie w stanie zatrzymać, twórcy w wyciągają asa, i to nie byle jakiego, ale najbardziej zużytego ze wszystkich asów znajdujących się w fabularnej talii.
Ta końcówka jest gwoździem do trumny, która niszczy pozytywne wrażenia, jakie wcześniej udało mi się podtrzymać przy życiu. Co nie było łatwe. Reżyser bowiem nie jest zbyt sprawny w tym, co robi. Jego aluzje są czytelne, symbolika toporna ponad wszelką miarę, a łopatologia rozdmuchana została do monumentalnych rozmiarów. Do tego wszystkiego odtwórca głównej roli finezyjnym aktorem też nie jest. Nie potrafił mimiką twarzy odegrać niuansów emocjonalnych postaci. Jego Vedran jest postacią teflonową, przez co nie sprawdza się w roli mocno skomplikowanej jednostki z niewidocznymi, ale jednak wciąż niezaleczonymi ranami.
Ocena: 4
Kiedy zmuszony zostaje do powrotu do ojczyzny, nie potrafi się odnaleźć. Jak najszybciej chce wrócić do domu, do Szwecji. Dla niego Bałkany to miejsce śmierci, chaosu. I choć dziś żyje się tam normalnie, ta normalność w oczach Vedrana jest jeszcze dziwniejsza od ruin, zgliszczy, trupów. I kiedy wydaje się, że nic już go nie będzie w stanie zatrzymać, twórcy w wyciągają asa, i to nie byle jakiego, ale najbardziej zużytego ze wszystkich asów znajdujących się w fabularnej talii.
Ta końcówka jest gwoździem do trumny, która niszczy pozytywne wrażenia, jakie wcześniej udało mi się podtrzymać przy życiu. Co nie było łatwe. Reżyser bowiem nie jest zbyt sprawny w tym, co robi. Jego aluzje są czytelne, symbolika toporna ponad wszelką miarę, a łopatologia rozdmuchana została do monumentalnych rozmiarów. Do tego wszystkiego odtwórca głównej roli finezyjnym aktorem też nie jest. Nie potrafił mimiką twarzy odegrać niuansów emocjonalnych postaci. Jego Vedran jest postacią teflonową, przez co nie sprawdza się w roli mocno skomplikowanej jednostki z niewidocznymi, ale jednak wciąż niezaleczonymi ranami.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz