My Cousin Rachel (2017)
Cóż to była za stracona okazja! "Moja kuzynka Rachel" to fantastyczny materiał na film w dobie #metoo. To przecież opowieść o tym, jak być niezależną kobietą w świecie rządzonym przez mężczyzn. Rządzą oni nie dlatego, że są lepsi, lecz wyłącznie przez fakt przynależności do określonej płci. Rachel ma jednak sporo asów, z których nie boi się korzystać dla osiągnięcia swoich celów. Pozostając kobiecą (bo to seksapil jest jej bronią numer jeden) jest jednak niezwykle męska w wytyczaniu celów, osiąganiu ich, jak również w rozumieniu własnej godności i honoru. Nie boi się wykorzystywać słabości mężczyzn. Ale nie daje się też schwytać w pułapkę ich patriarchalnych oczekiwań (nawet jeśli te mają charakter czysto romantyczny). Wszystko to zaś powoduje, że w świecie, w którym od kobiet mężczyźni oczekują pewnego określonego zachowania, Rachel budzi skrajne emocje. Z jednej strony mężczyźni są bezbronni na jej uroki. Z drugiej strony, kiedy rzuca się w oczy jej makiawelizm, zamiast ją podziwiać (co byłoby normalną reakcją w stosunku do mężczyzny) widzą w niej zło wcielonej. W dzisiejszych czasach taki ambiwalentny stosunek do kobiet jest bardzo aktualny i film ten mógł stanowić swoistą formę okiełznania, nazwania i naświetlenia nastrojów obecnych w społeczeństwie.
Niestety, wersja Rogera Michella jest kolejną poprawnie zrobioną, ale pozbawioną polotu i głębi melodramą kostiumową. Rachel nie jest tu produktem swojej epoki, więźniarką szukającą drogi wyjścia, lecz kolejną kobietą, która uwodzi mężczyzn, za co musi ponieść symboliczną karę, nawet jeśli podejrzenia wobec niej okażą się bezzasadne. Philip jest zaś pewnym siebie, lecz kompletnie nieobytym i w pewnych sprawach mocno naiwnym mężczyzną, który jest ofiarą własnych niedojrzałości. I który uczy się mocno protestanckiego podejścia do życia, czyli odrzucenia romantycznych uniesień i wybranie pragmatycznej egzystencji rodzinnej.
Mimo ciekawej obsady, film nie dostarcza interesujących portretów. Gra aktorów jest poprawna w swej mechanicznej prezentacji. Zdjęcia, kostiumy, scenografie spełniają wymogi minimum, ale nie wynoszą obrazu ponad przeciętność niewartą zapamiętania.
Ocena: 5
Niestety, wersja Rogera Michella jest kolejną poprawnie zrobioną, ale pozbawioną polotu i głębi melodramą kostiumową. Rachel nie jest tu produktem swojej epoki, więźniarką szukającą drogi wyjścia, lecz kolejną kobietą, która uwodzi mężczyzn, za co musi ponieść symboliczną karę, nawet jeśli podejrzenia wobec niej okażą się bezzasadne. Philip jest zaś pewnym siebie, lecz kompletnie nieobytym i w pewnych sprawach mocno naiwnym mężczyzną, który jest ofiarą własnych niedojrzałości. I który uczy się mocno protestanckiego podejścia do życia, czyli odrzucenia romantycznych uniesień i wybranie pragmatycznej egzystencji rodzinnej.
Mimo ciekawej obsady, film nie dostarcza interesujących portretów. Gra aktorów jest poprawna w swej mechanicznej prezentacji. Zdjęcia, kostiumy, scenografie spełniają wymogi minimum, ale nie wynoszą obrazu ponad przeciętność niewartą zapamiętania.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz