Minuscule - Les mandibules du bout du monde (2018)
Oto scena z seansu, na którym byłem. Na sali był ojciec z dziećmi. Dzieciaki całkiem żywo reagowały na to, co działo się na ekranie. Z kolei tata smacznie sobie spał. Ta scena mówi w zasadzie wszystko, co trzeba wiedzieć o "Robaczkach z Zaginionej Doliny".
Sam pomysł uznaję za ciekawy. Opowiadanie bajki bez użycia słów wydaje się na pierwszy rzut oka czymś absurdalnym. Jednak to naprawdę działa. Tytułowe robaczki są obdarzone na tyle wyrazistą ekspresją, że słowa wydają się kompletnie niepotrzebne. Na ekranie sporo się dzieje. Robaczki cały czas przeżywają pełne akcji przygody, co w sposób dynamiczny udaje się twórcom przedstawić.
Niestety, kiedy nie jest się w targecie twórców, sam pomysł nie wystarcza. Dość szybko przygody robaczków zaczęły mnie nudzić. Kolejne sceny budowane były według tego samego schematu. Twórcy bardzo często szli na łatwiznę, co dzieciaków na pewno nie irytowało, ale mnie już tak. O ile zadbano o to, by poszczególne epizody były wewnętrznie dynamiczne, o tyle już jako całość fabuła rozczarowuje swoją wodnistą nieokreślonością.
Co więcej, rzecz zdaje się złożona z dwóch dość mocno się od siebie różniących części. Pierwsza poświęcona jest gromadzeniu przez zwierzęta zapasów na zimę i jej głównym elementem jest wojna mrówek o pojemnik ze sklepowej pułki. Druga to przygoda dwóch biedronek na tropikalnej wyspie. Jest jeszcze trzecia opowieść, choć potraktowana po macoszemu, która opowiada o powietrzno-morskiej wyprawie dwóch robaczków z Europy do Ameryki Łacińskiej. Po półtorej godzinie wyszedłem z kina wymęczony i niemal zapomniałem, że przecież doceniałem starania twórców, by zrobić coś odbiegającego od standardowej animacyjnej papki. Wolałbym jednak, gdyby film był narracyjnie bardziej sycący i spójny.
Ocena: 5
Sam pomysł uznaję za ciekawy. Opowiadanie bajki bez użycia słów wydaje się na pierwszy rzut oka czymś absurdalnym. Jednak to naprawdę działa. Tytułowe robaczki są obdarzone na tyle wyrazistą ekspresją, że słowa wydają się kompletnie niepotrzebne. Na ekranie sporo się dzieje. Robaczki cały czas przeżywają pełne akcji przygody, co w sposób dynamiczny udaje się twórcom przedstawić.
Niestety, kiedy nie jest się w targecie twórców, sam pomysł nie wystarcza. Dość szybko przygody robaczków zaczęły mnie nudzić. Kolejne sceny budowane były według tego samego schematu. Twórcy bardzo często szli na łatwiznę, co dzieciaków na pewno nie irytowało, ale mnie już tak. O ile zadbano o to, by poszczególne epizody były wewnętrznie dynamiczne, o tyle już jako całość fabuła rozczarowuje swoją wodnistą nieokreślonością.
Co więcej, rzecz zdaje się złożona z dwóch dość mocno się od siebie różniących części. Pierwsza poświęcona jest gromadzeniu przez zwierzęta zapasów na zimę i jej głównym elementem jest wojna mrówek o pojemnik ze sklepowej pułki. Druga to przygoda dwóch biedronek na tropikalnej wyspie. Jest jeszcze trzecia opowieść, choć potraktowana po macoszemu, która opowiada o powietrzno-morskiej wyprawie dwóch robaczków z Europy do Ameryki Łacińskiej. Po półtorej godzinie wyszedłem z kina wymęczony i niemal zapomniałem, że przecież doceniałem starania twórców, by zrobić coś odbiegającego od standardowej animacyjnej papki. Wolałbym jednak, gdyby film był narracyjnie bardziej sycący i spójny.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz