The Mule (2018)
Clint Eastwood po raz kolejny miło mnie zaskoczył. Jego najnowszy film jest w dużej mierze pochwałą nielegalnej działalności, czego wcale się nie spodziewałem. Główny bohater jest małym trybikiem w wielkiej przestępczej maszynie. To, co robi, ma dla wielu straszliwe konsekwencje. Jednak jemu samemu i jego otoczeniu bardzo służy. Dzięki zarobionym pieniądzom może wspomóc edukację wnuczki, może odzyskać dom, który zabrał mu bank, może pomóc w remoncie lokalnego baru, kiedy firma ubezpieczeniowa robi wszystko, by odszkodowania nie wypłacić.
Co więcej. Eastwood pokazuje również członków kartelu w całkiem niezłym świetle. Większość z nich nie jest może najbardziej rozgarniętymi osobnikami, ale bohater grany przez Eastwood potrafi do nich dotrzeć i wkrótce stają się w oczach widzów zwykłymi ziomkami, całkiem sympatycznymi, kiedy się ich lepiej pozna.
Przez długi czas trudno uwierzyć, że oglądamy przestępczą działalność. Nikomu nie dzieje się krzywda. Wszyscy się bogacą, a od czasu do czasu można liczyć na niezłą fiestę w towarzystwie atrakcyjnych panienek.
I choć "Przemytnik" dużymi partiami jest filmem lekki, o mocno komediowym zabarwieniu, to Eastwood od czasu do czasu przechodzi w tryb powagi. Pieniądze okazują się rzeczą ulotną. Dobrze jest je mieć. Jednak na dłuższą metę są słabym substytutem szczęścia, bo to, co liczy się najbardziej - zdrowie, miłość - nie można kupić. Pieniądze okazują się również przekleństwem. Zawsze znajdą się bowiem tacy, którym to, co jest, nie wystarcza. Chciwość sprawi, że system, który nie wymaga zmian, spróbują "naprawić" po swojemu. Co rzecz jasna prowadzi do tego, czego chciało się uniknąć.
"Przemytnik" to dość staromodne kino rozrywkowego. Eastwood nie proponuje nam tu nic nowego podkradając wiele elementów ze swoich wcześniejszych filmów (łącznie z konstrukcją głównego bohatera). Ale udało mu się to podać w atrakcyjnej formie, że zupełnie mi to nie przeszkadzało. Spora dawka lekkiego humoru i kilka scen wzruszających w zupełności wystarczyło mi, bym na seansie "Przemytnika" bawił się idealnie.
Ocena: 7
Co więcej. Eastwood pokazuje również członków kartelu w całkiem niezłym świetle. Większość z nich nie jest może najbardziej rozgarniętymi osobnikami, ale bohater grany przez Eastwood potrafi do nich dotrzeć i wkrótce stają się w oczach widzów zwykłymi ziomkami, całkiem sympatycznymi, kiedy się ich lepiej pozna.
Przez długi czas trudno uwierzyć, że oglądamy przestępczą działalność. Nikomu nie dzieje się krzywda. Wszyscy się bogacą, a od czasu do czasu można liczyć na niezłą fiestę w towarzystwie atrakcyjnych panienek.
I choć "Przemytnik" dużymi partiami jest filmem lekki, o mocno komediowym zabarwieniu, to Eastwood od czasu do czasu przechodzi w tryb powagi. Pieniądze okazują się rzeczą ulotną. Dobrze jest je mieć. Jednak na dłuższą metę są słabym substytutem szczęścia, bo to, co liczy się najbardziej - zdrowie, miłość - nie można kupić. Pieniądze okazują się również przekleństwem. Zawsze znajdą się bowiem tacy, którym to, co jest, nie wystarcza. Chciwość sprawi, że system, który nie wymaga zmian, spróbują "naprawić" po swojemu. Co rzecz jasna prowadzi do tego, czego chciało się uniknąć.
"Przemytnik" to dość staromodne kino rozrywkowego. Eastwood nie proponuje nam tu nic nowego podkradając wiele elementów ze swoich wcześniejszych filmów (łącznie z konstrukcją głównego bohatera). Ale udało mu się to podać w atrakcyjnej formie, że zupełnie mi to nie przeszkadzało. Spora dawka lekkiego humoru i kilka scen wzruszających w zupełności wystarczyło mi, bym na seansie "Przemytnika" bawił się idealnie.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz