LOMO: The Language of Many Others (2017)
Jedna z największych męczarni kinowych tego roku. Nieznośnie pretensjonalny, straszliwie przekombinowany, prezentujący dziwaczną wizję Internetu i tego, jak wpływa on na przeżywanie przez nastolatków typowych buntów i rozterek emocjonalnych.
Jednak największy problem miałem z samym głównym bohaterem. Nie widziałem w nim buntownika bez powodu. Dla mnie był to gnojek, któremu przydałoby się porządne przetrzepanie tyłka. Tymczasem twórcy robią z niego biednego, zagubionego, zakochanego szczeniaka, którego uczucie może i oślepia i czyni nieco irytującym, ale który jest też ofiarą braku zrozumienia ze strony dorosłych czy dziewczyny, która ma problem z bliskością. Trudno mi jednak było wykrzesać z siebie nić sympatii dla postaci, do której w żadnym momencie nie dociera świadomość tego, co czynił (lub pozwolił, by inni uczynili w jego imieniu). Twórcy nie potrafili mi sprzedać idei, że revenge porn może mieć jakieś pozytywne aspekty, że naruszanie cudzej prywatności dla egoistycznych celów jest wyrazem akceptowalnej formy autoekspresji. Głównie dlatego, że bohater jest tępy i pozbawiony nawet najmniejszej iskry do autorefleksji. W przypadku postaci, która ma przeżywać egzystencjalne problemy, nie można pozwolić, aby była ona introspekcyjnym kastratem, bo to przekreśla sens jej kłopotów w życiu osobistym. I nie, nie kupuję tego, że zachowanie chłipaka ma być metaforą tego, czym jest współczesny Internet, czyli miejscem, w którym odpowiedzialność za własne czyny nie istnieje. Twórcy dokonali nieuprawnionego nadużycia symboli.
W efekcie "LOMO" to dla mnie bełkot jakich mało. Obraz pozbawiony sensu i bohaterów. Nie widzę w nim ani jednego elementu, który mógłbym uznać za plus.
Ocena: 1
Jednak największy problem miałem z samym głównym bohaterem. Nie widziałem w nim buntownika bez powodu. Dla mnie był to gnojek, któremu przydałoby się porządne przetrzepanie tyłka. Tymczasem twórcy robią z niego biednego, zagubionego, zakochanego szczeniaka, którego uczucie może i oślepia i czyni nieco irytującym, ale który jest też ofiarą braku zrozumienia ze strony dorosłych czy dziewczyny, która ma problem z bliskością. Trudno mi jednak było wykrzesać z siebie nić sympatii dla postaci, do której w żadnym momencie nie dociera świadomość tego, co czynił (lub pozwolił, by inni uczynili w jego imieniu). Twórcy nie potrafili mi sprzedać idei, że revenge porn może mieć jakieś pozytywne aspekty, że naruszanie cudzej prywatności dla egoistycznych celów jest wyrazem akceptowalnej formy autoekspresji. Głównie dlatego, że bohater jest tępy i pozbawiony nawet najmniejszej iskry do autorefleksji. W przypadku postaci, która ma przeżywać egzystencjalne problemy, nie można pozwolić, aby była ona introspekcyjnym kastratem, bo to przekreśla sens jej kłopotów w życiu osobistym. I nie, nie kupuję tego, że zachowanie chłipaka ma być metaforą tego, czym jest współczesny Internet, czyli miejscem, w którym odpowiedzialność za własne czyny nie istnieje. Twórcy dokonali nieuprawnionego nadużycia symboli.
W efekcie "LOMO" to dla mnie bełkot jakich mało. Obraz pozbawiony sensu i bohaterów. Nie widzę w nim ani jednego elementu, który mógłbym uznać za plus.
Ocena: 1
Komentarze
Prześlij komentarz