The White Crow (2018)

Dziwny to film. Widać, że Ralph Fiennes nie chciał zrobić po prostu kolejnego standardowego obrazu biograficznego. Zabrakło mu jednak odwagi, by całkowicie zerwać zregułami i zamiast o wydarzeniach z życia artysty opowiedzieć o jego pasji, o tym, jak patrzył na świat. "Biały kruk" jest więc dziwaczną mieszanką, w której impresjonizm i artystyczna swoboda miesza się chaotycznie z wyliczanką co istotniejszych (z punktu widzenia reżysera rzecz jasna) zdarzeń.



Miejscami film jest przez to męczący i denerwujący. Jednoczesne opowiadanie o życiu Rudolfa Nuriejewa na trzech planach czasowych, ciągłe przeskakiwanie z jednego na drugi, nie sprawdza się jako sposób budowania wielowymiarowego portretu jednostki. Prowadził raczej do trzymania bohatera na dystans. Jako osoba jest zbyt sfragmentyzowany, żeby można było łatwo odnieść się do jego wzlotów i upadków, problemów, nadziei, pasji. Niespecjalnie też udało się reżyserowi pokazać wybuchowy charakter artysty. Kiedy Nuriejew w filmie wpada w gniew, to sceny te są tak odczepione od reszty, że niemiło zaskakują. To po części jest winą odtwórcy głównej roli, któremu po prostu zabrakło warsztatowego doświadczenia, by zniuansować postać. Ale Fiennes jako reżyser powinien sobie z tego zdawać sprawę. W końcu wiedział, że Oleg Iwenko jest baletmistrzem, a nie kinowym aktorem i powinien uwzględnić to w czasie planowania kręcenia kolejnych scen.

Żeby nie było, wcale nie krytykuję Iwenki. Przeciwnie, w wielu miejsca jest naprawdę świetny. Potrafił pokazać urok Nuriejewa. Świetnie radził sobie z dyskretnym ukazaniem pragnień bohatera, jego potrzeby bliskości. Podobał mi się również w scenach, w których chłonie arcydzieła sztuki malarskiej, architektonicznej, rzeźby. Po prostu zabrakło mu umiejętności scalenia w jedną całość różnych, często sprzecznych aspektów osobowości Nuriejewa.

"Biały kruk" jest jednak najlepszy wtedy, kiedy przestaje być biografią rosyjskiego baletmistrza, a staje się po prostu hołdem złożonym sztuce. Sceny, kiedy Nuriejew przygląda się rzeźbom, obrazom, kiedy to, co w nich zobaczył, włącza do swojego repertuaru ruchów i gestów, uważam za cudowne. Czułem wtedy czystą radość, nieskrępowaną potęgę wyobraźni i przemożną potrzebę tworzenia. Fiennes udowadnia w nich, że naprawdę "chwyta" sztukę. I oczywiście żałowałem, że cały film nie został zbudowany na tych impresjach.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

After Earth (2013)

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Paradise (2013)

Tracks (2013)