Then Came You (2018)
Nie ma roku, by w kinach jakieś nastolatki nie umierały na śmiertelną i wyniszczającą chorobę. Młodość i śmierć najwyraźniej fascynuje filmowców. Często towarzyszy im jeszcze trzeci element: miłość. Kiedy więc wybierałem się na film Hutchingsa, byłem przekonany, że wiem, co dostanę. I w większości moje oczekiwania się spełniły. Jednak twórcom wystarczyło wyobraźni, by nieco pozmieniać niektóre standardowe elementy fabuły, czym miło mnie zaskoczyli.
"Kiedy się pojawiłaś" oferuje typową mieszankę humoru, wzruszeń i smutków. Cierpienie związane z umieraniem odbywa się w zasadzie poza ekranem. Chyba że jest to już końcówka filmu, ale nawet wtedy widzimy bohaterkę jedynie leżącą lub podpiętą do butli tlenowej, jej ból jest praktycznie nieodczuwalny. Więcej cierpi otoczenie, przede wszystkim główna postać filmu - chłopak, który musi pogodzić się ze świadomością śmiertelności ludzi, niesprawiedliwymi wyrokami losu i odnaleźć szczęście oraz miłość. Osoba umierająca tryska więc energią i pomysłowością, jakby sam fakt, że jest chodzącym przypomnieniem, że wszyscy kiedyś w proch się zmienimy, był wszystkim, co gotowi są oglądać - zdaniem twórców - widzowie.
Mam co do tego moralne wątpliwości. Nie znaczy to jednak, że nie doceniam tego, co się autorom filmu udało. Zestaw bohaterów jest całkiem sympatyczny. I nawet jeśli większość z tego, co pokazano na ekranie, jest maksymalnie wtórna, to i tak przyjemnie się to oglądało. Zaś pozytywnie zaskoczył mnie sposób potraktowania aspektu miłosnego. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zorientowałem się, że pod tym względem nie będzie kalka. Dzięki tej niewielkiej zmianie byłem filmowi w stanie sporo wybaczyć.
Ocena: 6
"Kiedy się pojawiłaś" oferuje typową mieszankę humoru, wzruszeń i smutków. Cierpienie związane z umieraniem odbywa się w zasadzie poza ekranem. Chyba że jest to już końcówka filmu, ale nawet wtedy widzimy bohaterkę jedynie leżącą lub podpiętą do butli tlenowej, jej ból jest praktycznie nieodczuwalny. Więcej cierpi otoczenie, przede wszystkim główna postać filmu - chłopak, który musi pogodzić się ze świadomością śmiertelności ludzi, niesprawiedliwymi wyrokami losu i odnaleźć szczęście oraz miłość. Osoba umierająca tryska więc energią i pomysłowością, jakby sam fakt, że jest chodzącym przypomnieniem, że wszyscy kiedyś w proch się zmienimy, był wszystkim, co gotowi są oglądać - zdaniem twórców - widzowie.
Mam co do tego moralne wątpliwości. Nie znaczy to jednak, że nie doceniam tego, co się autorom filmu udało. Zestaw bohaterów jest całkiem sympatyczny. I nawet jeśli większość z tego, co pokazano na ekranie, jest maksymalnie wtórna, to i tak przyjemnie się to oglądało. Zaś pozytywnie zaskoczył mnie sposób potraktowania aspektu miłosnego. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zorientowałem się, że pod tym względem nie będzie kalka. Dzięki tej niewielkiej zmianie byłem filmowi w stanie sporo wybaczyć.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz