Процeсс (2018)
"Proces" to jedno z moich większych filmowych rozczarowań tego roku. Liczyłem bowiem na ciekawy dokument pokazujący działanie machiny totalitarnego państwa w praktyce, a w szczególności to, jak zachowywano pozory legalizmu, by łamać ludzi, niszczyć opozycję prawdziwą lub też wyimaginowaną. A tymczasem dostałem niekończące się pasmo nudnych przemówień, pełne nazw własnych, terminów i odniesień, które nic dla mnie nie znaczyły. Przez jakiś czas próbowałem to śledzić w skupieniu, jednak w końcu doszedłem do wniosku, że mam do czynienia ze zwykłym bełkotem.
Głównym problemem filmu jest jakikolwiek brak kontekstu czy komentarza reżysera. Widzimy po prostu transmisję z procesu grupy osób oskarżonych o działania na szkodę państwa, sabotaż i zdradę. Podobne rzeczy, tylko że w kolorze i tematycznie bliższe temu, co mnie interesuje, mogę niemal codziennie oglądać w każdej telewizji informacyjnej. Ba, powiedziałbym nawet, że nasze komisje specjalne, czy też posiedzenia sejmu, zapewniają więcej rozrywki niż monotonna, pozbawiona w zasadzie jakichkolwiek atrakcji i zwrotów akcji relacja z tytułowego procesu.
Wydaje mi się też, że Łoźnica popełnił błąd informując o tym, co tak naprawdę oglądamy, w napisach końcowych. Wydaje mi się, że gdyby na samym początku powiedział, że oskarżeni przyznali się do bycia członkami partii, która w rzeczywistości nie istniała, że opowiadać będą oni o kulisach działalności grupy, której byli rzekomo członkami, a która została wymyślona wyłącznie na potrzeby procesu pokazowego, wtedy zdjęcia archiwalne odbierałoby się inaczej, budziłyby większe zainteresowanie. Choć ja przecież wszystko to wiedziałem i jakoś wcale nie uznałem dokumentu za atrakcyjny, przeciwnie byłem nim mocno zmęczony.
Ocena: 4
Głównym problemem filmu jest jakikolwiek brak kontekstu czy komentarza reżysera. Widzimy po prostu transmisję z procesu grupy osób oskarżonych o działania na szkodę państwa, sabotaż i zdradę. Podobne rzeczy, tylko że w kolorze i tematycznie bliższe temu, co mnie interesuje, mogę niemal codziennie oglądać w każdej telewizji informacyjnej. Ba, powiedziałbym nawet, że nasze komisje specjalne, czy też posiedzenia sejmu, zapewniają więcej rozrywki niż monotonna, pozbawiona w zasadzie jakichkolwiek atrakcji i zwrotów akcji relacja z tytułowego procesu.
Wydaje mi się też, że Łoźnica popełnił błąd informując o tym, co tak naprawdę oglądamy, w napisach końcowych. Wydaje mi się, że gdyby na samym początku powiedział, że oskarżeni przyznali się do bycia członkami partii, która w rzeczywistości nie istniała, że opowiadać będą oni o kulisach działalności grupy, której byli rzekomo członkami, a która została wymyślona wyłącznie na potrzeby procesu pokazowego, wtedy zdjęcia archiwalne odbierałoby się inaczej, budziłyby większe zainteresowanie. Choć ja przecież wszystko to wiedziałem i jakoś wcale nie uznałem dokumentu za atrakcyjny, przeciwnie byłem nim mocno zmęczony.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz