Brad's Status (2017)
Ciekawe spojrzenie na kryzys życiowy. W "Prozie życia" zdaje się on być funkcją czasu i skupienia uwagi. Bohater nie żyje "tu i teraz". Nie dostrzega własnych osiągnięć, nie potrafi docenić ani ocenić tego, co posiada. Jego teraźniejszość kurczy się do tak niewielkich rozmiarów, że jest co chwilę zaskakiwany tym, że czego nie wiedział, że różnych rzeczy nie zauważał. Za to rozdęte zostają przeszłość i przyszłość. Jedno i drugie służy mu do masochistycznej kontemplacji tego, czego nie ma. Gdy myśli o przeszłości, to zastanawia się nad swoimi wyborami i tym, czy gdyby podjął inne decyzje, teraz miałby w życiu lepiej. Kiedy myśli o przyszłości, to kreśli różne scenariusze życia swojego i swoich najbliższych, często mocno przejaskrawione w stosunku do tego, co realistycznie ma lub może mieć miejsce. A za wszystkim kryje się myśl, że mogło być lepiej, że może być gorzej.
Zazdrość, rozczarowanie, frustracja, niczym nieuzasadniona nadzieja, depresja i mania. A wszystko to w ciekawym strumieniu obrazów i słów. Reżyser udowadnia, że jest całkiem uważnym obserwatorem i potrafi ubrać w atrakcyjne filmowe kształty wewnętrzne przeżycia tak, że oglądający je widz potrafi nie tylko zrozumieć doświadczenia bohatera, ale wręcz się z nimi identyfikować. Ben Stiller też się temu dobrze przysłużył, tworząc interesującą kreację ojca, którego syn wkrótce opuści dom i pójdzie na studia, co staje się pretekstem do rozważań na temat tego kim jest i co osiągnął.
Niestety po pewnym czasie przyzwyczaiłem się do przyjętej przez reżysera formy i wtedy "Proza życia" sporo straciła na swoim uroku. Działo się tak głównie dlatego, że o ile White ciekawie mówi, to jednak to, co mówi samo w sobie jest dość banalne. Im bliżej końca, tym bardziej trywialne stawały się wypowiadane myśli. Piętą achillesową filmu była scena kolacji bohatera z jego kumplem z czasów studenckich. Dialogi są tu czerstwe, interakcja między postaciami drewniana. Nie ma tu chemii, filmowej magii. Jest tylko rozczarowanie brakiem intelektualnej pomysłowości. Za formą nie nadążyły myśli reżysera, czego efektem jest poczucie niedosytu.
Ocena: 6
Zazdrość, rozczarowanie, frustracja, niczym nieuzasadniona nadzieja, depresja i mania. A wszystko to w ciekawym strumieniu obrazów i słów. Reżyser udowadnia, że jest całkiem uważnym obserwatorem i potrafi ubrać w atrakcyjne filmowe kształty wewnętrzne przeżycia tak, że oglądający je widz potrafi nie tylko zrozumieć doświadczenia bohatera, ale wręcz się z nimi identyfikować. Ben Stiller też się temu dobrze przysłużył, tworząc interesującą kreację ojca, którego syn wkrótce opuści dom i pójdzie na studia, co staje się pretekstem do rozważań na temat tego kim jest i co osiągnął.
Niestety po pewnym czasie przyzwyczaiłem się do przyjętej przez reżysera formy i wtedy "Proza życia" sporo straciła na swoim uroku. Działo się tak głównie dlatego, że o ile White ciekawie mówi, to jednak to, co mówi samo w sobie jest dość banalne. Im bliżej końca, tym bardziej trywialne stawały się wypowiadane myśli. Piętą achillesową filmu była scena kolacji bohatera z jego kumplem z czasów studenckich. Dialogi są tu czerstwe, interakcja między postaciami drewniana. Nie ma tu chemii, filmowej magii. Jest tylko rozczarowanie brakiem intelektualnej pomysłowości. Za formą nie nadążyły myśli reżysera, czego efektem jest poczucie niedosytu.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz