Doubles vies (2018)
Chyba po raz pierwszy film Oliviera Assayasa nie przypadł mi do gustu. A może to Woody Allen odcisnął na mnie niezatarte piętno. Niezależnie od powodu jedno jest jasne, "Podwójne życie" nie jest moim kinem.
Całość składa się z serii dyskusji prowadzonych przez bohaterów w różnych kombinacjach towarzyskich. Przeważają tematy związane z problemem kultury z cyfryzacją, co wzbudziło u mnie podejrzenia, że reżysera inspirowały m.in. kontrowersyjne zapisy dyrektywy unijnej dotyczącej własności intelektualnej, którymi żyje cała społeczność internetowa Europy. Te dyskusje są w większości ciekawe, ale tylko, gdybym mógł w nich wziąć udział. Przyglądanie im się z boku wcale nie jest już tak interesujące. Powiem więcej, jest po prostu nudne. W takim przypadku preferuję dyskusje neurotyczne w stylu Allena lub też rozważania życiowe ale mocno indywidualnie podkolorowane a la Linklater niż wywody intelektualistów, którymi raczył mnie Assayas.
Wśród tych debat od czasu do czasu trafiały się jednak elementy, które wybudzały mnie z inercji. Niestety w większości były to naprawdę drobiazgi. Największym momentem była ostatnia scena pomiędzy Leonardem i Valerie. Tyle niewymuszonego ciepła i prostej intymności! Patrząc na tę scenę mocno żałowałem, że cały film nie został właśnie tak poprowadzony. Wtedy z całą pewnością z kina wyszedłbym zachwycony.
Ocena: 4
Całość składa się z serii dyskusji prowadzonych przez bohaterów w różnych kombinacjach towarzyskich. Przeważają tematy związane z problemem kultury z cyfryzacją, co wzbudziło u mnie podejrzenia, że reżysera inspirowały m.in. kontrowersyjne zapisy dyrektywy unijnej dotyczącej własności intelektualnej, którymi żyje cała społeczność internetowa Europy. Te dyskusje są w większości ciekawe, ale tylko, gdybym mógł w nich wziąć udział. Przyglądanie im się z boku wcale nie jest już tak interesujące. Powiem więcej, jest po prostu nudne. W takim przypadku preferuję dyskusje neurotyczne w stylu Allena lub też rozważania życiowe ale mocno indywidualnie podkolorowane a la Linklater niż wywody intelektualistów, którymi raczył mnie Assayas.
Wśród tych debat od czasu do czasu trafiały się jednak elementy, które wybudzały mnie z inercji. Niestety w większości były to naprawdę drobiazgi. Największym momentem była ostatnia scena pomiędzy Leonardem i Valerie. Tyle niewymuszonego ciepła i prostej intymności! Patrząc na tę scenę mocno żałowałem, że cały film nie został właśnie tak poprowadzony. Wtedy z całą pewnością z kina wyszedłbym zachwycony.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz