Extremely Wicked, Shockingly Evil and Vile (2019)

Zazwyczaj gdy daję niską ocenę, to oznacza to, że film pod każdym aspektem jest zły. O "Podłym, okrutnym, złym" nie mogę tego powiedzieć. Gra aktorska jest naprawdę niezła, a Zac Efron zrobił, co do niego należało, aby udowodnić, że jest poważnym artystą. Ścieżka muzyczna może bazuje na ogranych utworach, ale w tej akurat historii sprawdzają się bezbłędnie. Także zdjęcia Brandona Trosta są niczego sobie. Wszystko to jednak zostało zmarnowane za sprawą nieporadnej reżyserii Joe Berlingera. Facet może i jest uzdolnionym dokumentalistą, ale kiedy trzeba opowiedzieć zmyśloną historię, przy zastosowaniu aktorów inscenizujących fikcję (nawet jeśli ta inspirowana jest faktami), jest jak sarna na nocnej drodze sparaliżowana przez reflektory pędzącego samochodu - kraksa jest gwarantowana.



Ted Bundy to modelowy psychopatyczny zabójca - jest w miarę przystojny, ma magnetyczną osobowość, a ekstremalne okrucieństwo idealnie łączy się u niego z sympatyczną powierzchownością. Ale Bundy z filmu "Podły, okrutny, zły" wcale taki nie jest. Choć Efron gra naprawdę dobrze. Potrafi być czarujący i uroczy, ale kiedy trzeba ujawnia iskry czystej, niczym nierozcieńczonej brutalności. Jego gra jednak nie wystarcza, by zobrazować fenomen Bundy'ego. Do tego niezbędne było zbudowanie wielowymiarowych relacji protagonisty z innymi postaciami, w szczególności z jego długoletnią partnerką Liz Kendall czy też z kompletnie w nim zadurzonej Carol Boone. I na tym właśnie poległ reżyser.

Berlinger nie poradził sobie ze wiarygodnym zaprezentowaniem Bundy'ego jako samca, którego sama obecność budzi pozytywne reakcje u przedstawicielek płci przeciwnej. Reżyser umieścił w filmie sceny z wypowiedziami kobiet, które znalazły się pod jego urokiem, ale zadeklarowanie czegoś nie jest tym samym, co pokazanie.

Relacja Bundy'ego z Kendall jest zaś katastrofą absolutną. Choć tu duża część winy spada na scenarzystę. Nie pojmuję, jak tak skomplikowaną relację, która wymyka się prostemu opisowi, Michael Werwie postanowił pokazać w urywkach, strzępach scen. Biorąc pod uwagę to, że rozterki wewnętrzne kobiety stanowią istotny element fabuły, aż prosiło się o to, żeby pozostać z parą na dłużej, żeby pokazać, jak magnetyzm Bundy'ego hipnotyzuje Kendall, jak usilnie stara się być przy niej normalny, ale jednak musiało w jego spojrzeniach, mimice, gestach być coś takiego, co pchnęło kobietę do działania, które na zawsze zmieniło losy jej i Bundy'ego. Scena z nożem, kiedy bohater robi śniadanie, to zdecydowanie za mało. Podobnie, jak sprowadzanie skomplikowanej sieci zależności emocjonalnych do kilku dialogów, nawet jeśli są one odegrane przez aktorów bardzo dobrze.

Grzechem Berlingera jest również to, że w żadnym momencie nie spróbował sprawić, by charyzma Bundy'ego działała na widzów. Jedyne usprawiedliwienie tej decyzji, jakie przychodzi mi do głowy, to że reżyser chciał się odróżnić od innych twórców, którzy właśnie robili wszystko, by widz poczuł się niczym potencjalna ofiara psychopaty. Tom Hardy w "Bronsonie" czy Jamie Dornan w "Upadku" to klasyczne przykłady mistrzowskiego wykorzystania tej formuły. Te kreacje zapadają w pamięci. Efron jako Bundy nie zostawia po sobie śladu i to wyłącznie z winy reżysera.

Nie rozumiem też, po co w ogóle "Podły, okrutny, zły" powstał. Berlinger nie uczłowiecza Bundy'ego, ale też nie czyni z niego potwora. Nie próbuje interpretować jego zachowań, nie szuka praprzyczyny jego morderczych skłonności., nie korzysta z okazji, by opowiedzieć o mediach i celebrytyzacji kryminalistów, nie dokonuje również analizy kobiet, którymi się otaczał Bundy, ani mechanizmów, jakie zaistniały w ich relacjach z nim. Z filmu wyziera przerażająca intelektualna, emocjonalna, a przede wszystkim twórcza pustka. Dlatego też z kina wychodziłem czując litość wobec tych osób związanych z "Podłym, okrutnym, złym", które dały z siebie wszystko nadaremnie, bo reżyser nie potrafił wykorzystać ich poświęcenia.

Ocena: 2

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

The Sun Is Also a Star (2019)

Nurse 3-D (2013)

Les dues vides d'Andrés Rabadán (2008)

Paradise (2013)