Hotel Artemis (2018)
"Hotel Artemis" można spokojnie zaliczyć do tego samego podnurtu kina akcji co "John Wick" czy "Free Fire". Znów trafiamy w sam środek zawieruchy, w której są tylko źli i jeszcze gorsi. Źli są ci, którzy w innych okolicznościach byliby pozytywnymi bohaterami (i tak mamy ich traktować), choć są zabójcami, bandziorami lub też osobami im pomagającymi. Gorsi są ci, którzy stają po drugiej stronie barykady, naprzeciw tych pierwszych. Mamy ich traktować jako drani, bo w jakiś sposób narazili się "pozytywnym bohaterom", najczęściej poprzez zadanie im cierpienia w formie zabicia bliskiej osoby lub też próby zniszczenia czegoś, co dla nich ma wartość. Koniec końców i tak najważniejsza jest jatka, która jest clue całego tego filmowego przedsięwzięcia.
Niestety Drew Pearce nie popisał się pichcąc swój akcyjny suflet - sflaczał on już w pierwszej połowie seansu, a późniejsze próby ratowania tego, co pozostało, nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Mimo skumulowania różnych typów charakterologicznych na niewielkiej przestrzeni, reżyser i scenarzysta w jednej osobie nie miał żadnego pomysłu na fajne ich wykorzystanie. Poza jedną sceną miażdżenia głowy, film naprawdę nie ma nic do zaoferowania. Są jeszcze zamieszki związane z brakiem wody, ale jest to jedynie irytujące tło. Irytujące, bo odwracające uwagę, ale nie oferujące nic poza absolutnym minimum akcji.
Film ma pełno rozpoznawalnych nazwisk w obsadzie, ale odnoszę wrażenie, że większość znalazła się tam spłacając dług wdzięczności reżyserowi. Nikt, no może poza Jodie Foster, która pewnie po dłuższej przerwie od aktorstwa miała chęć coś ze sobą zrobić, nie wysilał się. I naprawdę nie wychodzili poza ramy tego, co zagraliby aktorzy stawiający pierwsze kroki w Hollywood.
Przyznam się, że mimo docierających do mnie złych opinii o filmie, liczyłem, że "Hotel Artemis" mi się spodoba. Niestety nie było mi dane poczuć miłego zaskoczenia.
Ocena: 3
Niestety Drew Pearce nie popisał się pichcąc swój akcyjny suflet - sflaczał on już w pierwszej połowie seansu, a późniejsze próby ratowania tego, co pozostało, nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Mimo skumulowania różnych typów charakterologicznych na niewielkiej przestrzeni, reżyser i scenarzysta w jednej osobie nie miał żadnego pomysłu na fajne ich wykorzystanie. Poza jedną sceną miażdżenia głowy, film naprawdę nie ma nic do zaoferowania. Są jeszcze zamieszki związane z brakiem wody, ale jest to jedynie irytujące tło. Irytujące, bo odwracające uwagę, ale nie oferujące nic poza absolutnym minimum akcji.
Film ma pełno rozpoznawalnych nazwisk w obsadzie, ale odnoszę wrażenie, że większość znalazła się tam spłacając dług wdzięczności reżyserowi. Nikt, no może poza Jodie Foster, która pewnie po dłuższej przerwie od aktorstwa miała chęć coś ze sobą zrobić, nie wysilał się. I naprawdę nie wychodzili poza ramy tego, co zagraliby aktorzy stawiający pierwsze kroki w Hollywood.
Przyznam się, że mimo docierających do mnie złych opinii o filmie, liczyłem, że "Hotel Artemis" mi się spodoba. Niestety nie było mi dane poczuć miłego zaskoczenia.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz