Mad Max: Fury Road (2015)
Szczerze mówiąc nie wiem, czy jestem mile zaskoczony, czy też zawiedziony "Mad Maksem: Na drodze gniewu". A wszystko przez konformację rzeczywistości z moimi oczekiwaniami.
Kiedy pojawiły się pierwsze zwiastuny filmu, nie byłem zachwycony. To, co zobaczyłem, od razu skojarzyło mi się z "Pod kopułą gromu", a nie jestem fanem trzeciego "Mad Maksa". Uważam go za zdecydowanie najsłabszą część, więc bałem się, że i czwórka mi się nie spodoba. I rzeczywiście, "Na drodze gniewu" przywodzi na myśl trójkę z tą samą groteskową oprawą i podpimpowaną campowością. Ale tym razem wypadło to lepiej, więc w sumie moje obawy się nie spełniły.
Z drugiej strony, kiedy film wszedł do kin, zewsząd zaczęły do mnie napływać głosy zachwytu. To miał być najlepszy film akcji ostatnich kilku lat i punkt odniesienia dla innych produkcji w tym gatunku. Niestety tych głosów nie podzielam. "Na drodze gniewu" to obraz pod wieloma względami bardzo dobrze zrealizowany. Ale to jeszcze nie czyni z niego najlepszego film akcji roku, a co dopiero mówić o dekadzie.
Najsilniejszym punktem "Mad Maksa" jest jego oprawa wizualna. Zdjęcia, scenografie, charakteryzacje – wszystko to na dużym ekranie robi niesamowite wrażenie. To bombastyczne widowisko oszałamiające obrazami i pomysłami, które kojarzę raczej z Jodorowskym niż z Millerem. Niektóre sekwencje akcji zapierają dech (mi najbardziej podobał się pojedynek Maksa z Furiosą).
Niestety za obrazami nie nadążała muzyka. Operowe widowisko, jakim jest "Mad Max", wymagało nietuzinkowych kompozycji, czegoś, co wciskałoby w fotel albo sprawiało, że serce biłoby szybciej. Tymczasem to, co docierało do moich uszu, było kompletnie bezpłciowe. Może w trzech momentach uznałem, że oprawa muzyczna jest odpowiednia do obrazu (głównie podczas scen w kanionach). Ale nawet wtedy nie ma w niej nic, co sprawiłoby, że pamiętałbym ją latami (jak na przykład muzyczna oprawa podczas pojedynku w "Troi" – film sam w sobie kiepściutki, ale tę scenę pamiętam do dziś i to właśnie za sprawą muzyki).
Nie jestem też pod wrażeniem samej postaci Maksa. Owszem, podobała mi się gra Toma Hardy'ego, ale co z tego, skoro Max w tym filmie jest tylko przyjemną dla oka dekoracją. Jego szaleństwo nie zostało wygrane, a dodanie barwnych postaci jak Furiosa czy Nux tylko wzmacnia wrażenie, że tytułowy bohater jest średnio interesujący. W kwestii prezentacji Maksa "Na drodze gniewu" sprawia wrażenie, jakby to był po prostu rozdmuchany wstęp i że bohater dopiero doczeka się własnego filmu.
I na koniec kwestia kobieca. W przeciwieństwie do wielu osób, które twierdzą, że "Mad Max: Na drodze gniewu" jest filmem feministycznym, prokobiecym itp., ja jestem odmiennego zdania. Dla mnie dzieło George'a Millera jest jednoznacznie seksistowskie. I fakt, że Furiosa i parę innych kobiet jest twardych i potrafi pokonać mężczyzn nawet, kiedy są w mniejszości, niczego tu nie zmienia. Chodzi mi bowiem o ogólny model kobiecości, jaki jest w tym filmie prezentowany. Bazuje on na najbardziej podstawowych stereotypach kobiety jako żywicielki, gospodyni, empatycznego spoiwa społeczności. Co jednak gorsze, wszystkie kobiety w tym filmie stanowią grupę skrajnie homogeniczną. Różni je jedynie intensywność cech (jedne są bardziej dynamiczne i agresywne, inne mniej), ale nie ich zestaw. W "Na drodze gniewu" tylko mężczyźni są grupą zróżnicowaną charakterologicznie. Jest Max, który próbuje być gburem, ale tylko dlatego, że boi się, że znów zawiedzie. W gruncie rzeczy jest kobietą w męskim ciele. Mamy Nuksa, który jest jedyną (!) postacią w filmie przechodzącą prawdziwą transformację. Mamy też rzeszę 100-procentowych złoczyńców. W "Mad Maksie: Na drodze gniewu" tylko mężczyźni są zdolni do zdrady (rozumianej jako przejście ze strony "dobra" na stronę "zła") i tylko oni mogą się wewnętrznie zmienić. Wygląda to naprawdę dziwnie.
Ocena: 6
Kiedy pojawiły się pierwsze zwiastuny filmu, nie byłem zachwycony. To, co zobaczyłem, od razu skojarzyło mi się z "Pod kopułą gromu", a nie jestem fanem trzeciego "Mad Maksa". Uważam go za zdecydowanie najsłabszą część, więc bałem się, że i czwórka mi się nie spodoba. I rzeczywiście, "Na drodze gniewu" przywodzi na myśl trójkę z tą samą groteskową oprawą i podpimpowaną campowością. Ale tym razem wypadło to lepiej, więc w sumie moje obawy się nie spełniły.
Z drugiej strony, kiedy film wszedł do kin, zewsząd zaczęły do mnie napływać głosy zachwytu. To miał być najlepszy film akcji ostatnich kilku lat i punkt odniesienia dla innych produkcji w tym gatunku. Niestety tych głosów nie podzielam. "Na drodze gniewu" to obraz pod wieloma względami bardzo dobrze zrealizowany. Ale to jeszcze nie czyni z niego najlepszego film akcji roku, a co dopiero mówić o dekadzie.
Najsilniejszym punktem "Mad Maksa" jest jego oprawa wizualna. Zdjęcia, scenografie, charakteryzacje – wszystko to na dużym ekranie robi niesamowite wrażenie. To bombastyczne widowisko oszałamiające obrazami i pomysłami, które kojarzę raczej z Jodorowskym niż z Millerem. Niektóre sekwencje akcji zapierają dech (mi najbardziej podobał się pojedynek Maksa z Furiosą).
Niestety za obrazami nie nadążała muzyka. Operowe widowisko, jakim jest "Mad Max", wymagało nietuzinkowych kompozycji, czegoś, co wciskałoby w fotel albo sprawiało, że serce biłoby szybciej. Tymczasem to, co docierało do moich uszu, było kompletnie bezpłciowe. Może w trzech momentach uznałem, że oprawa muzyczna jest odpowiednia do obrazu (głównie podczas scen w kanionach). Ale nawet wtedy nie ma w niej nic, co sprawiłoby, że pamiętałbym ją latami (jak na przykład muzyczna oprawa podczas pojedynku w "Troi" – film sam w sobie kiepściutki, ale tę scenę pamiętam do dziś i to właśnie za sprawą muzyki).
Nie jestem też pod wrażeniem samej postaci Maksa. Owszem, podobała mi się gra Toma Hardy'ego, ale co z tego, skoro Max w tym filmie jest tylko przyjemną dla oka dekoracją. Jego szaleństwo nie zostało wygrane, a dodanie barwnych postaci jak Furiosa czy Nux tylko wzmacnia wrażenie, że tytułowy bohater jest średnio interesujący. W kwestii prezentacji Maksa "Na drodze gniewu" sprawia wrażenie, jakby to był po prostu rozdmuchany wstęp i że bohater dopiero doczeka się własnego filmu.
I na koniec kwestia kobieca. W przeciwieństwie do wielu osób, które twierdzą, że "Mad Max: Na drodze gniewu" jest filmem feministycznym, prokobiecym itp., ja jestem odmiennego zdania. Dla mnie dzieło George'a Millera jest jednoznacznie seksistowskie. I fakt, że Furiosa i parę innych kobiet jest twardych i potrafi pokonać mężczyzn nawet, kiedy są w mniejszości, niczego tu nie zmienia. Chodzi mi bowiem o ogólny model kobiecości, jaki jest w tym filmie prezentowany. Bazuje on na najbardziej podstawowych stereotypach kobiety jako żywicielki, gospodyni, empatycznego spoiwa społeczności. Co jednak gorsze, wszystkie kobiety w tym filmie stanowią grupę skrajnie homogeniczną. Różni je jedynie intensywność cech (jedne są bardziej dynamiczne i agresywne, inne mniej), ale nie ich zestaw. W "Na drodze gniewu" tylko mężczyźni są grupą zróżnicowaną charakterologicznie. Jest Max, który próbuje być gburem, ale tylko dlatego, że boi się, że znów zawiedzie. W gruncie rzeczy jest kobietą w męskim ciele. Mamy Nuksa, który jest jedyną (!) postacią w filmie przechodzącą prawdziwą transformację. Mamy też rzeszę 100-procentowych złoczyńców. W "Mad Maksie: Na drodze gniewu" tylko mężczyźni są zdolni do zdrady (rozumianej jako przejście ze strony "dobra" na stronę "zła") i tylko oni mogą się wewnętrznie zmienić. Wygląda to naprawdę dziwnie.
Ocena: 6
"kobiety w tym filmie stanowią grupę skrajnie homogeniczną"
OdpowiedzUsuńZ mężczyznami nie jest tak samo? Poza Maksem prawie wszyscy to sprzymierzeńcy i słudzy Joe. No i w tych kobietach też zachodzi przemiana. Nuks zmienia się pod wpływem relacji z tymi dziewczynami, a te dziewczyny przestają uciekać i zaczynają walczyć pod wpływem Maksa. I który mężczyzna przechodzi w tym filmie ze strony "dobra" na stronę "zła"?
Przede wszystkim musisz pamiętać, że w tym filmie liczba pełnoprawnych bohaterów jest bardzo ograniczona (jest ich czworo, w porywach pięcioro). W takim przypadku jednolitość grupy pokazuje się na przykładzie jednej postaci. Dlatego też wystarczy Nux jako reprezentant tych, którzy wyłamują się spod indoktrynacji. Dlatego wystarcza Max, który przełamuje bariery narzucone przez własne szaleństwo, by pójść za głosem swej prawdziwej natury (akurat ten wątek został bardzo słabo w filmie pokazany). Pokazanie przejście męskiego bohatera ze strony dobra na stronę zła nie jest tu konieczne, wiele by nie wniosło, skoro większość mężczyzn jest zła z natury lub w wyniku prania mózgu.
UsuńCo do kobiet to ucieczka-atak jest jednym i tym samym wymiarem radzenia sobie z zagrożeniem, więc o prawdziwej przemianie nie ma tu mowy. Wszystkie kobiece bohaterki istnieją na tym wymiarze, tyle że w różnych jego punktach. A wystarczyło dać jedną postać, która zachowałaby się inaczej, by przełamać tę homogeniczność. Można to było osiągnąć dając w haremie Joe zdrajczynię, która sabotować będzie działania reszty uciekinierek. Można też było uczynić z kobiety przywódczynię jednej z licznych grup pościgowych, taka bardziej wredna Tina Turner (skoro kobiety ze względu na możliwość rodzenia zdrowych potomków są tak istotne w tej cywilizacji, łatwo jest mi sobie wyobrazić postać żeńskiej władczyni, która bezwzględność charakteru łączy z własną unikalną genetyczną skłonnością do rodzenia zdrowych dzieci). Są to proste zabiegi, a jednak Miller z nich nie skorzystał.
"Wszystkie kobiece bohaterki istnieją na tym wymiarze, tyle że w różnych jego punktach."
UsuńA nie jest tak, że wszystkie postacie żyjące pod rządami Joe istnieją na tym wymiarze, tyle że w różnych jego punktach? Furiosa podobnie jak Nux była żołnierzem Joe, ale też wyrwa się spod jego dyktatury. Dziewczyny z jego haremu też to robią i na końcu cała społeczność, w skład której wchodzą przedstawiciele obu płci.
No właśnie nie. Gdyby Furiosa nie pamiętała swojego domu, gdyby nie to, że wcześniej próbowała już uciekać, być może wtedy miałbyś rację. A tak pozostaje niezmieniona. U dziewczyn z haremu też nie ma żadnej przemiany. Jako matki (przyszłe lub obecne) są ucieleśnieniem jednego, bardzo patriarchalnego wizerunku kobiecości. Ich ucieczka jest właśnie logiczną konsekwencją tego wizerunku, a nie jego przełamaniem
UsuńHm, ciekawa. Ok, to w takim razie wrócę do punktu : "Czy mężczyźni też nie są grupą skrajnie homogeniczną?". Jeśli kobiety w tym filmie są przedstawione w podstawowych patriarchalnych stereotypach (kobiety jako żywicielki, gospodyni, empatycznego spoiwa społeczności, jak pisałeś), to czy z mężczyznami nie jest podobnie. Max, Nux i osada, którą rządzi Joe zmieniają się na lepsze pod wpływem tych kobiet. A więc nie są zdolni do przemiany i przełamania swojej natury samodzielnie, tylko z pomocą tych kobiet. A to nie znaczy, że też są wpisani w taki wizerunek/stereotyp?
UsuńPo pierwsze Max się nie zmienia. On zawsze miał naturę "kobiecą", co próbował zamaskować gburowatością i dystansem po wcześniejszej tragedii (której echem jest jego szaleństwo). Po drugie fakt, że Nux zmienia się pod wpływem kobiet nie ma znaczenia, grunt że się zmienia. Natomiast pod wpływem Joe żadna z kobiet nie uległa zmianie (na przykład Furiosa, która niczym Paweł z przeciwnika powinna się była zmienić w największą zelotkę, a przecież pozostała sobą).
UsuńOK, Max się nie zmienia, ale dzięki nim przełamuje bariery narzucone przez własne szaleństwo, by pójść za głosem swej prawdziwej natury. Dlaczego nie ma znaczenia, że Nux zmienia się pod wpływem kobiet? No wydaje się, że uciekają od niego z powodu tego jak rządzi swoją społecznością. Jego osoba na pewno ma duży wpływ na ich postępowanie.
UsuńAle ucieczka nie jest zmianą zachowania. jest właśnie jedyną możliwą drogą postępowania przy takim a nie innym charakterze kobiet. Sprzeciwieniem się jedynej koncepcji kobiecości w tym filmie byłaby opcja, w której przynajmniej jedna z kobiet nie ucieka, a staje się dobrowolną zwolenniczką Joe.
UsuńZ tego co pamiętam to kiedy Max pyta Furiosę o to dlaczego pomaga dziewczynom z haremu, to ta opowiada coś o "redemption", co chyba ma sugerować, że właśnie była taką dobrowolną zwolenniczką Joe i teraz chce za to odpokutować. Coś takiego ci nie wystarcza w tej kwestii zróżnicowanie modelu kobiecości?
UsuńNie, kiedy jednocześnie mówi, że wielokrotnie próbowała uciec, ale nigdy wcześniej nie miała środków. "Redemption" równie dobrze może odnosić się do poczucia winy, że jej matka zmarła, a ona przeżyła. Byłoby to zresztą spójne z tym, co przeżywa w swoim szaleństwie Mad Max, który cierpi dokładnie z tego samego powodu.
UsuńMam też wrażenie, że inaczej niż ja rozumiesz "zmianę". To, co ty mówisz na przykład o kobietach z haremu dla mnie nie jest zmianą lecz rozwojem. Początkowo nie mogą realizować swojej istoty, ponieważ są zniewolone przez Joe, potem uczą się jak siebie realizować. Ale wszystko to odbywa się w ramach wyłącznie jednego paradygmatu kobiecości, jakby innych nie było.
Tymczasem w przypadku mężczyzn mamy przykład na co najmniej dwa różne paradygmaty plus trzeci ewoluujący z pierwszego.
>>"Redemption" równie dobrze może odnosić się do poczucia winy, że jej matka zmarła, a ona przeżyła.<<
UsuńAle ona chyba mówi o odkupieniu konkretnie odnosząc się do zabrania ze sobą żon z haremu. Przecież nie są jej potrzebne przy tej ucieczce. Wręcz stanowią problem, bo Joe właśnie z ich powodu wszczyna pościg. Ale nie chce ich zostawiać w świecie, który sama pomagała tworzyć pnąc się w swojej karierze dowódcy konwoju zaopatrzeniowego.
Dokładnie: matki nie mogła uratować, ale je może
UsuńPodobna jest zresztą motywacja Maksa, który wcale nie musiał powstrzymywać konwoju przed wyprawą przez pustynię solną
Może i racja. A dwa/trzy męskie paradygmaty to są?
UsuńJoe (i 99% postaci filmu) i Max, plus Nux (no ale kim ostatecznie by się okazał, tego nie było dane się dowiedzieć)
OdpowiedzUsuńTo zróżnicowany podział mężczyzn składa się z dwóch facetów i całej reszt :) Ok, nie. To jednak jest głupie. W filmie masz patriarchalne społeczeństwo rządzone przez tyrana gwałciciela i Maxa, który jest postacią, dzięki której zwiedzamy to społeczeństwo. Kobiety są rebelią przeciw temu społeczeństwu. A Nux i, w końcu, mieszkańcy oswobodzonej osady pokazują pozytywne skutki tej kobiecej rebelii. Naprawdę wydaje ci się, że ten film będzie bardziej feministyczny i mniej seksistowski jeśli będzie tam przynajmniej jedna kobieta, która opowie się za tym despotycznym systemem? Wtedy w filmie byłaby po prostu jedna kobieta-czarny charakter. Film nie zrobiłby się od tego ani mniej, ani bardziej seksistowski. (Chociaż osobiście uważam, że to co zrobili - czyli to, że zadbali o taki jasny podział w czymś, co jest głównie oparte na widowiskowości i spektaklu - jest dobrym pomysłem.) To co tutaj piszesz to kontrariański nonsens.
UsuńPo pierwsze "Mad Max" jest filmem akcji, a nie dramatem egzystencjalnym. Cała ideologia opiera się na symbolach, którymi są pojedynczy bohaterowie. Dodatkowo, w przeciwieństwie do takich "Avengers", tu do zliczenia istotnych bohaterów wystarczą palce jednej ręki. A zatem jeden bohater staje się desygnatem całości. Dlatego też jedna inna kobieca postać mnie by wystarczyła.
UsuńPo drugie postać kobiety-zwolenniczki systemu podałem jako prosty przykład, jak w ramach kina akcji i przyjętej konwencji można było rozwiązać problem. Ale to nie brak takie postaci uznaję za wyraz seksizmu. "Mad Max" jest dla mnie filmem antykobiecym ponieważ a) płci nie są traktowane jednakowo poprzez fakt, że mężczyznom przyznano większą różnorodność niż kobietom b) postaci kobiece zostały stworzone zgodnie ze wzorcem kobiecości propagowanym patriarchat cywilizacji śródziemnomorskiej.
Po trzecie w przeciwieństwie do Ciebie fakt, że kobieta jest aktywna, przejmuje inicjatywę i potrafi skopać tyłek facetowi, dla mnie nie jest symbolem równouprawnienia czy feminizmu. Przeciwnie, jest to dla mnie najważniejsza oznaka, że idee i wartości patriarchatu są dominujące, skoro kobiety wybierają je jako wyznacznik własnej wartości (poprzez równanie do męskich standardów). Zdaję sobie sprawę, że jest to dominujący sposób postrzegania ideologii feministycznej, ale ja to całkowicie odrzucam. Moim skromnym zdaniem równouprawnienie oznacza funkcjonowanie na tych samych zasadach różnych systemów wartości i idei, a nie uznanie jednego zestawu za "jedyny słuszny", a równouprawnienie będzie wtedy, kiedy wszyscy bez wyjątku będą w jego obrębie istnieć na tych samych prawach.
Po czwarte wreszcie w "Mad Maksie" wcale nie mamy do czynienia z matriarchalną rewolucją. Owszem, obalenie tyrana następuje rękami kobiet, ale tym, który dał impuls, tym, który przygotował plan jest mężczyzna – Max. To, że wolał się usunąć w cień nie zmienia faktu, że bez niego żadnej rewolucji by nie było.
Mi się wydaje, że to ty traktujesz ten film jak dramat egzystencjalny, a nie film akcji i wciskasz tam swoją wizję świata :)
Usuń"Po drugie postać kobiety-zwolenniczki systemu podałem jako prosty przykład, jak w ramach kina akcji i przyjętej konwencji można było rozwiązać problem. Ale to nie brak takie postaci uznaję za wyraz seksizmu. "Mad Max" jest dla mnie filmem antykobiecym ponieważ a) płci nie są traktowane jednakowo poprzez fakt, że mężczyznom przyznano większą różnorodność niż kobietom b) postaci kobiece zostały stworzone zgodnie ze wzorcem kobiecości propagowanym patriarchat cywilizacji śródziemnomorskiej.
Po trzecie w przeciwieństwie do Ciebie fakt, że kobieta jest aktywna, przejmuje inicjatywę i potrafi skopać tyłek facetowi, dla mnie nie jest symbolem równouprawnienia czy feminizmu. Przeciwnie, jest to dla mnie najważniejsza oznaka, że idee i wartości patriarchatu są dominujące, skoro kobiety wybierają je jako wyznacznik własnej wartości (poprzez równanie do męskich standardów). Zdaję sobie sprawę, że jest to dominujący sposób postrzegania ideologii feministycznej, ale ja to całkowicie odrzucam. Moim skromnym zdaniem równouprawnienie oznacza funkcjonowanie na tych samych zasadach różnych systemów wartości i idei, a nie uznanie jednego zestawu za "jedyny słuszny", a równouprawnienie będzie wtedy, kiedy wszyscy bez wyjątku będą w jego obrębie istnieć na tych samych prawach."
Co do tych dwóch punktów - zdałem sobie już sprawę, że coś takiego myślisz no i raczej się zgadzam, że czegoś takiego w tym filmie nie ma. Ale mężczyźni też nie są w tym filmie szalenie zróżnicowaną grupą - jak napisałeś, 99% postaci i 1 w porywach do 2 rodzynków to tęż skrajna homogeniczność. I wiem, że uważasz za reprezentatywne to, że w małej grupie bohaterów to jeden facet się zmienił i że nie ma znaczenia jak się zmienił, ważne że się zmienił - co, tak na marginesie, jest bardzo wygodne jeśli chcesz się kurczowo trzymać swoich poglądów. Ale faktem jest, że Nux zmienia się dzięki kobietom. I faktem jest, że Max zmienia się dzięki kobietom (albo raczej, nie zmienia się, ale dzięki nim przełamuje bariery narzucone przez własne szaleństwo, by pójść za głosem swej prawdziwej natury) i to dzięki temu daje im impuls do walki. Wiec ten film jest historią dzielnych kobiet, które zbuntowały się przeciw feudalnej męskiej dyktaturze i ostatecznie wprowadzają na jej miejsce matriarchalną socjalistyczną utopię (zmieniając po drodze postawę równie homogenicznie nastawionych mężczyzn). Czy to wizja prostacka i bez niuansów? Owszem, ale takie najczęściej bywają filmy akcji.
Wiesz, ta uwaga o kobietach miała być tylko takim komentarzem "na boku", inspirowanym różnymi głosami, jakie słyszałem na ten temat od innych. Rozrosło się to ponad miarę w naszej dyskusji :)
UsuńWydało mi się po prostu ciekawe to, że wszyscy zdają się widzieć w tym filmie manifest feministyczny i że nikt nie zastanowił się nad ubogością wizji kobiecości. Jakby fakt, że kobieta może być główną bohaterką widowiska akcji, był tak wielkim szokiem, że przysłaniał wszystko inne i wymuszał celebrację tego stanu rzeczy (co samo w sobie też uważam za lekko seksitowskie).
Żeby nie było, nie neguję takiego wizerunku kobiecości, jaki został w "Mad Maksie" zaprezentowany. Ba, na dość podstawowym poziomie uznaję nawet Twoje racje. Tyle że pokazanie, że kobieta może "zmieniać losy świata" poprzez wpływanie na mężczyzn, nie robi na mnie większego wrażenia, ponieważ uważam to za rzecz oczywistą i niewymagającą komentarza. Mój zarzut wobec "Mad Maksa" dotyczy wyłącznie tego, że nie oferuje on żadnej "kobiecej" alternatywy. I tyle. Oczywiście jest to zarzut tylko wtedy, kiedy uznaje się różnorodność za wartość nadrzędną. I oczywiście, nie ma on znaczenia dla oceny filmu jako kina akcji. (Ma wystarczająco dużo wad bez dodawania na siłę warstwy ideologicznej).
Zgadzam się z tym, że ta cała podnieta o to że film akcji ma bohaterkę jest śmieszna i można by ją trochę utemperować. Ale dodanie tutaj postaci kobiety, która wybiera zhierarchizowany system oparty na wyzyskiwaniu i narzucaniu woli klasom niższym nie tyle zrobiłoby ten film bardziej różnorodnym tylko po prostu dodałoby kolejnego czarnego charaktera. Nie wiem, może ty uważasz, że wartości, na których oparta jest społeczność Joe są tak samo wartościowe jak ten wprowadzany przez kobiety, ale ten film wyraźnie przedstawia jeden z nich jako zły.
UsuńZamiast wprowadzać dodatkową postać, można było jedną z już istniejących uczynić kobietą :)
UsuńTego że system władzy, który z Joe uczynił despoty, jest zły nie krytykuję. Uproszczenia i łatwy podział to przecież cechy gatunku, więc nie mam żadnego "ale".