Nevrland (2019)
"Nevrland" to jeden z tych filmów, w których lepiej nie przywiązywać się za bardzo do fabuły. Tu chodzi bowiem nie tyle o pokazanie losów bohatera, ile raczej o przekazanie jego egzystencjalnego doświadczenia. Dlatego też do wydarzeń pokazanych na ekranie należy podchodzić sceptycznie. Wiele z nich tak naprawdę nie miało miejsca. Są to jedynie ucieleśnione myśli, doświadczenia młodego chłopaka przechodzącego poważny kryzys emocjonalny.
Istotą filmu jest więc to, jak oddziałuje na widzów. W tym celu reżyser postawił na hipnotyzującą narrację i zabawy wizualne, które sprawiają, że granica między jawą a snem, tym co realne, a tym co wyimaginowane, zaciera się. To opowieść o samotności, strachu i desperackiej próbie przetrwania w świecie, który być może jest bohaterowi wrogi.
"Nevrland" jest w gruncie rzeczy prostym filmem. Co nie jest wcale zarzutem. Światło stroboskopowe, zabawy paletami barw, fotogeniczni aktorzy - zabiegi reżysera działają. Ja naprawdę dałem się wciągnąć w ten przedziwny urojony świat. Wsiąkłem do tego stopnia, że w pewnym momencie złapałem się na tym, że w ogóle nie zastanawiam się nad związkami przyczynowo-skutkowymi pomiędzy poszczególnymi scenami. Ba, w sytuacjach, kiedy reżyser zazębiał rzeczywistości, pokazywał, jak przenikają i wpływają na siebie różne sceny, najbardziej mnie irytowało. Skoro już zaakceptowałem oniryczny charakter, próby układania narracji w logiczną całość uznałem za kompletnie niepotrzebne.
Nie sądzę, by ten film znalazł zbyt wielu amatorów. Ja jednak lubię tego rodzaju dziwadła.
Ocena: 6
Istotą filmu jest więc to, jak oddziałuje na widzów. W tym celu reżyser postawił na hipnotyzującą narrację i zabawy wizualne, które sprawiają, że granica między jawą a snem, tym co realne, a tym co wyimaginowane, zaciera się. To opowieść o samotności, strachu i desperackiej próbie przetrwania w świecie, który być może jest bohaterowi wrogi.
"Nevrland" jest w gruncie rzeczy prostym filmem. Co nie jest wcale zarzutem. Światło stroboskopowe, zabawy paletami barw, fotogeniczni aktorzy - zabiegi reżysera działają. Ja naprawdę dałem się wciągnąć w ten przedziwny urojony świat. Wsiąkłem do tego stopnia, że w pewnym momencie złapałem się na tym, że w ogóle nie zastanawiam się nad związkami przyczynowo-skutkowymi pomiędzy poszczególnymi scenami. Ba, w sytuacjach, kiedy reżyser zazębiał rzeczywistości, pokazywał, jak przenikają i wpływają na siebie różne sceny, najbardziej mnie irytowało. Skoro już zaakceptowałem oniryczny charakter, próby układania narracji w logiczną całość uznałem za kompletnie niepotrzebne.
Nie sądzę, by ten film znalazł zbyt wielu amatorów. Ja jednak lubię tego rodzaju dziwadła.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz