La dea fortuna (2019)
Nie wiem, jak on to robi, ale Ferzan Özpetek pozostaje wciąż tym samym reżyserem, jakim był dwie dekady temu. Jego filmy nadal budowane są wokół tajemnicy, śmierci i związków, które dobiegły końca lub którym koniec grozi. Zmieniają się aktorzy (choć część powraca), miejsca, szczegóły fabuły, ale istota opowieści pozostaje niezmienna. A mimo to reżyser wcale nie nudzi. Oglądając kolejne jego filmy nie czuję się zmęczony czy poirytowany wtórnością. Zamiast tego odnajduję komfort tej samej magii, pełnej wzruszeń i piękna ukrytego w życiowych tragediach.
"Sekret bogini Fortuny" jest najlepszym tego dowodem. Na pozór fabuła zbudowana jest z doskonale przeze mnie znanych elementów. Özpetek potrafił je jednak ustawić w nowej kombinacji, która podbiła moje serce. Naprawdę zachwyciło mnie to, jak pokazany został wypalający się związek, w którym obie osoby wciąż się kochają, ale łatwiej przychodzi im ranienie się, odsuwanie się lub odpychanie ukochanego, niż otwarcie się, odsłonięcie, wystawienie na miłość.
Początkowo Arturo i Alessandro nie bardzo mi się podobali. Jednak szybko zmieniłem zdanie. A im dłużej patrzyłem na grających ich Stefano Accrosiego i Edoardo Leo, tym bardziej wierzyłem w łączące ich bohaterów uczucie. Özpetek wciąż bezbłędnie potrafi wygrywać ckliwe i melodramatyczne tony. Podbija tym moje serce i staję się wtedy pobłażliwy lub ślepy na niedostatki jego filmów.
A tych nie brakuje i tutaj. Reżyser nie do końca radzi sobie z dziecięcymi postaciami. Brakuje im tej podmiotowości, jaką mają nawet drugoplanowe dorosłe postaci. Są raczej katalizatorami zmian w związku Artura i Alessandra. Reżyserowi też lepiej wychodzi opowiadanie o rozstaniach niż o pojednaniach. W tych ostatnich scenach pozwalał sobie na zbyt duże skróty. Za łatwo, za szybko wszystko ułożyło się tak, jakbyśmy wszyscy sobie tego życzyli. Przydałoby się jeszcze kilka scen pośrednich lepiej oddających zmieniającą się dynamikę relacji.
Oczywiście te wady nie przeszkodziły mi we wzruszeniu się na filmie. A to jest dla mnie w przypadku dzieł Özpetka głównym wskaźnikiem, że wszystko wyszło dobrze.
Ocena: 7
"Sekret bogini Fortuny" jest najlepszym tego dowodem. Na pozór fabuła zbudowana jest z doskonale przeze mnie znanych elementów. Özpetek potrafił je jednak ustawić w nowej kombinacji, która podbiła moje serce. Naprawdę zachwyciło mnie to, jak pokazany został wypalający się związek, w którym obie osoby wciąż się kochają, ale łatwiej przychodzi im ranienie się, odsuwanie się lub odpychanie ukochanego, niż otwarcie się, odsłonięcie, wystawienie na miłość.
Początkowo Arturo i Alessandro nie bardzo mi się podobali. Jednak szybko zmieniłem zdanie. A im dłużej patrzyłem na grających ich Stefano Accrosiego i Edoardo Leo, tym bardziej wierzyłem w łączące ich bohaterów uczucie. Özpetek wciąż bezbłędnie potrafi wygrywać ckliwe i melodramatyczne tony. Podbija tym moje serce i staję się wtedy pobłażliwy lub ślepy na niedostatki jego filmów.
A tych nie brakuje i tutaj. Reżyser nie do końca radzi sobie z dziecięcymi postaciami. Brakuje im tej podmiotowości, jaką mają nawet drugoplanowe dorosłe postaci. Są raczej katalizatorami zmian w związku Artura i Alessandra. Reżyserowi też lepiej wychodzi opowiadanie o rozstaniach niż o pojednaniach. W tych ostatnich scenach pozwalał sobie na zbyt duże skróty. Za łatwo, za szybko wszystko ułożyło się tak, jakbyśmy wszyscy sobie tego życzyli. Przydałoby się jeszcze kilka scen pośrednich lepiej oddających zmieniającą się dynamikę relacji.
Oczywiście te wady nie przeszkodziły mi we wzruszeniu się na filmie. A to jest dla mnie w przypadku dzieł Özpetka głównym wskaźnikiem, że wszystko wyszło dobrze.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz