Eurovision Song Contest: The Story of Fire Saga (2020)

Swego czasu lubiłem oglądać konkurs Eurowizji, choć chyba jestem jedyną osobą, która nie oglądała go dla piosenek. Mnie zawsze najbardziej ekscytowała druga część, czyli głosowanie. Mimo to ciekaw byłem, jak twórcy tego filmu podejdą do tematu. I tak, jak się spodziewałem, niewiele z rzeczywistego konkursu zostało na ekranie. "Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga" to film zrobiony przez osoby, które nie wiedzą, czym jest Eurowizja, dla osób, które konkurs znają jedynie z memów. Poza więc gościnnym przemykaniem przez ekran prawdziwych uczestników Eurowizji z poprzednich lat naprawdę niewiele zostało tu z konkursu. Nie bardzo udało się uchwycić campowość i kiczowatość imprezy. Ogólnie akcja mogłaby się rozgrywać na tle jakiegokolwiek konkursu muzycznego, nawet fikcyjnego, i nie zmieniłoby to ani o jotę samego filmu.

W rzeczywistości "Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga" jest bardzo klasyczną opowieścią o miłości, do której bohaterowie muszą dorosnąć. Mamy tu standardowy zestaw scen od niezrozumienia własnej relacji, przez pojawienie się rywali, kryzys i ostateczne odkrycie, co w życiu liczy się najbardziej. I jak to w typowej komedii romantycznej bywa, oryginalnością film ten nie grzeszy, ale też nie ma takiej potrzeby. W tego rodzaju opowieściach najważniejsi są bohaterowie i łącząca ich chemia. A na tym polu "Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga" sprawdza się całkiem dobrze. Will Ferrell i Rachel McAdams tworzą zaskakująco uroczą parę. Jednak energii opowieści dodaje Dan Stevens, który bez większego trudu kradnie show w każdej scenie, w której się pojawia.

"Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga" nie jedną z tych szalonych komedii, z jakich znany jest Ferrell (choć kilka ukłonów w ich stronę znalazło się w filmie). To raczej przyjemne i sympatyczne kino, którego największą zaletą jest to, że wprowadza w dobry nastrój.

Ocena: 6