Take This Waltz (2011)
Ten film to kolejny dowód na to, że monogamia jest najgorszą rzeczą, jaka mogła się przydarzyć rodowi ludzkiemu. I nie chodzi tu o seks, bo w tej sferze gorset moralny już się powoli rozluźnia, ale o monogamię uczuciową. Choć pewnie Polley (sądząc po kazaniu wygłaszanym przez pijaną Silverman) z moimi wnioskami płynącymi z jej filmu by się nie zgodziła.
W "Take This Waltz" mamy trójkę naprawdę fajnych ludzi. Żadne z nich nie jest złe i nie zasłużyło na cierpienie. Ale przez wdrukowaną w ich naturę monogamiczność, zostają postawieni pod ścianą płaczu i muszą podjąć decyzję, która nikogo w pełni nie zadowoli. Margot i Lou są małżeństwem z niedużym jeszcze stażem, ale rutyna już się wkradła. Na ich przykładzie Polley pokazuje (co zresztą ostatnio można było zobaczyć także w "Dwojgu do poprawki"), że miłość w związku to nie wszystko. Margot i Lou wciąż się kochają, a jednak każde z nich przebywa na innym etapie życiowej drogi i nie są w stanie spełnić wszystkich wzajemnych potrzeb. Dla Margot tym alternatywnym źródłem staje się równie sympatyczny i o wiele bardziej seksualny Daniel. Kogokolwiek by nie wybrała Margot, zawsze kogoś zrani, co i u niej wywoła dyskomfort. I to jest tajemnica, której nie potrafię rozgryźć: dlaczego żadne z nich ani przez chwilę nie rozważa nawet, że nie muszą wybierać, dlaczego nie chcą zaakceptować, że fakt, iż się komuś nie wystarcza, nie oznacza jeszcze, że nie jest się ważnym i że trzeba z tego związku zniknąć?
Ocena: 6
W "Take This Waltz" mamy trójkę naprawdę fajnych ludzi. Żadne z nich nie jest złe i nie zasłużyło na cierpienie. Ale przez wdrukowaną w ich naturę monogamiczność, zostają postawieni pod ścianą płaczu i muszą podjąć decyzję, która nikogo w pełni nie zadowoli. Margot i Lou są małżeństwem z niedużym jeszcze stażem, ale rutyna już się wkradła. Na ich przykładzie Polley pokazuje (co zresztą ostatnio można było zobaczyć także w "Dwojgu do poprawki"), że miłość w związku to nie wszystko. Margot i Lou wciąż się kochają, a jednak każde z nich przebywa na innym etapie życiowej drogi i nie są w stanie spełnić wszystkich wzajemnych potrzeb. Dla Margot tym alternatywnym źródłem staje się równie sympatyczny i o wiele bardziej seksualny Daniel. Kogokolwiek by nie wybrała Margot, zawsze kogoś zrani, co i u niej wywoła dyskomfort. I to jest tajemnica, której nie potrafię rozgryźć: dlaczego żadne z nich ani przez chwilę nie rozważa nawet, że nie muszą wybierać, dlaczego nie chcą zaakceptować, że fakt, iż się komuś nie wystarcza, nie oznacza jeszcze, że nie jest się ważnym i że trzeba z tego związku zniknąć?
Ocena: 6
Filmu nie widziałam, ale z wnioskami autora zgadzam się, ludzie sobie niepotrzebnie komplikują i tragizują życie, ktore przecież przy odrobinie ich dobrej woli mogłoby być piękne. :)
OdpowiedzUsuńo proszę, może jednak jest nadzieja dla ludzkości, skoro nie jestem jedynym, który ma dość cierpiętnictwa w relacjach międzyludzkich
OdpowiedzUsuńNo właśnie, koniec z cierpiętnictwem i małostkowością. :) Czyż idealnym wyjściem dla ludzkości nie byłaby bigamia, czyli życie z dwoma partnerami, lub partnerkami. :) Tak jak to praktykuje nasza idolka Tilda Swinton? I najlepiej, jeszcze, gdyby partnerzy mieszkali oddzielnie, by uniknąc ewentualnych stresów związanych z dominacją. :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze byśmy wszyscy zrozumieli, że związek może przybierać wiele różnych form, bo też różni są ludzie i ich potrzeby
OdpowiedzUsuńDokładnie, jednak bez przesady z tymi potrzebami - tu mile widziana samokontrola. :)
OdpowiedzUsuńJasne, ale to już jest odrębna kwestia
OdpowiedzUsuńWłaśnie chwilę temu zobaczyłam I nie mogłam sobie odmówić przyjemności powrotu tutaj. :) I teraz mogę powiedzieć, że dla mnie na pierwszy plan wybija się przekaz o pustce, może nawet nudzie życia. I nie pomoże pogoń za nowościami, szukanie nowych wrażeń etc, z melancholii i poczucia samotności nic nie jest w stanie nas na dłużej uleczyć. I jeśli nie zdamy sobie z tego sprawy wystarczająco wcześnie możemy zranić swoimi decyzjami nie tylko siebie. Tak jak to zrobiła główna bohaterka. W życiu piękne są tylko chwile, reszta to proza i rutyna. I pytanie czy warto dla kilku chwil niszczyć te prozę, skoro one też zaraz się w nią zamienią. Chyba nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Są ludzie, którzy zawsze będą tęsknić za tym, czego akurat nie mają. Poza tym, film mnie dosyć nudził. Nie przekonywały mnie dialogi, sytuacje, wszytko wydawało mi się mega sztuczne,
OdpowiedzUsuńOgólnie film średni, chybabym nawet 6 nie dała.
Akurat tego, że bohaterka szukała przełamania rutyny i pustki nie mam jej za złe. Gorzej, że próbując się wyrwać z owej pustki, nikt z nich nie wpada na pomysł rozsadzenia murów, a jedynie przenoszą się z jednej klatki do drugiej.
UsuńJak zawsze trafiłeś w dziesiątkę, w samo sedno. :) Ale jak myślisz, nawet gdyby rozsadzili mury... tylko jak by to mogło wyglądać? Może zamiast banalnego poszukiwania nowej miłości, to wyprawa w pojedynkę (albo nawet z mężem kucharzem, czemu nie?) np do Jakucji i tam poszukiwanie nowych wrażeń.
Usuńbabka filmowa
Cóż dla mnie tymi murami było myślenie: związek = 1 + 1; a wystarczyło, żeby zaczęli myśleć związek = 1 + 1 + 1 + ... + n
UsuńMyślisz, że to by pomogło? próbowali przecież 1+1+1 i co? I tak przyszła nuda i pustka. tym bardziej by przyszła, gdyby próbowali pomnażać te jedynki. Hm, czy nie powinni szukać innych wrażeń, nie tylko miłości w różnych wariacjach. Miłość, a zwłaszcza seks, jest przereklamowany, jakby nie było, zawsze, i to bardzo szybko, sprowadza się do tego samego. No, chyba, że miłość i w Jakucji, a później nad Bajkałem., a później jeszcze gdzieś. Albo i nie... :)
OdpowiedzUsuńpróbowali? hmm, nie pamiętam już tak dobrze tego filmu, ale wydaje mi się, że oni raczej próbowali grać na dwa fronty niż zbudować jedność z wielości.
Usuń