Oxygène (2021)
Na papierze "Tlen" wygląda jak film idealnie skrojony pode mnie. Oto kobieta budzi się spętana, podpięta do aparatury w niewielkiej komorze. Nie pamięta, kim jest i jak się tu dostała. Nie wie, co się dzieje, poza tym, że kończy jej się tlen i wkrótce zginie. Rozpoczyna desperacką próbę przetrwania.
Fabuła pełna jest typowych dla twórczości Dicka tematów, co dla mnie było wielkim plusem. Tym bardziej, że ostatnio Dick niezbyt często był inspiracją dla filmowców. Gnostyczna idea przebudzenia i poszukiwania prawdy doskonale komponuje się z klaustrofobicznym survivalem. Dostałem mieszankę idealną.
Dlaczego więc "Tlen" mnie rozczarował? Winę ponosi reżyser. Alexandre Aja postanowił pobawić się w filmowego poetę. Znaczną część jego dzieła wypełniają obrazy subiektywnego doświadczenia, zagłębiania się we wspomnieniach, lirycznego budzenia się emocji. Niestety Aja nie ma w takim tworzeniu filmu doświadczenia, więc jego wysiłki nie wykraczają poza zbiór mechaniczne powtarzanych chwytów. Ani przyjęta paleta barw, ani rzewna muzyka nie są prawdziwymi nośnikami uczuć.
"Tlen" wypada lepiej, kiedy Aja porzuca sentymenty i zajmuje się cielesną, pragmatyczną stroną przetrwania. W tych scenach reżyser jest tak sprawny i pewny siebie, że dało się to odczuć na każdym poziomie. Była w nich intensywność, czułem desperację bohaterki. I żałowałem, że cały film nie poszedł w tę stronę.
Najgorszy jest jednak finał. Aja powinien był skończyć "Tlen" parę minut wcześniej, gdzie zresztą był idealny, całkiem naturalny punkt na powiedzenie "The End". To, co nastąpiło później jest niczym nieuzasadnioną ckliwością.
Ocena: 5
Fabuła pełna jest typowych dla twórczości Dicka tematów, co dla mnie było wielkim plusem. Tym bardziej, że ostatnio Dick niezbyt często był inspiracją dla filmowców. Gnostyczna idea przebudzenia i poszukiwania prawdy doskonale komponuje się z klaustrofobicznym survivalem. Dostałem mieszankę idealną.
Dlaczego więc "Tlen" mnie rozczarował? Winę ponosi reżyser. Alexandre Aja postanowił pobawić się w filmowego poetę. Znaczną część jego dzieła wypełniają obrazy subiektywnego doświadczenia, zagłębiania się we wspomnieniach, lirycznego budzenia się emocji. Niestety Aja nie ma w takim tworzeniu filmu doświadczenia, więc jego wysiłki nie wykraczają poza zbiór mechaniczne powtarzanych chwytów. Ani przyjęta paleta barw, ani rzewna muzyka nie są prawdziwymi nośnikami uczuć.
"Tlen" wypada lepiej, kiedy Aja porzuca sentymenty i zajmuje się cielesną, pragmatyczną stroną przetrwania. W tych scenach reżyser jest tak sprawny i pewny siebie, że dało się to odczuć na każdym poziomie. Była w nich intensywność, czułem desperację bohaterki. I żałowałem, że cały film nie poszedł w tę stronę.
Najgorszy jest jednak finał. Aja powinien był skończyć "Tlen" parę minut wcześniej, gdzie zresztą był idealny, całkiem naturalny punkt na powiedzenie "The End". To, co nastąpiło później jest niczym nieuzasadnioną ckliwością.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz