Sin señas particulares (2020)
Inne spojrzenie na temat nielegalnych imigrantów i przemoc pogranicza amerykańsko-meksykańskiego. Tym razem nie widzimy trudów i niebezpieczeństw, z jakimi muszą radzić sobie ci, którzy przekonani są, że na amerykańskiej ziemi odnajdą lepsze życie i dobrobyt. Zamiast tego reżyserka przygląda się tym, którzy pozostali, którzy z niecierpliwością wyczekują informacji od bliskich, że z nimi jest wszystko w porządku, że im się udało, że jest im tam dobrze. Czasami jednak nie ma od nich znaku życia. Wtedy rozpoczyna się dramat, poszukiwanie śladów świadczących, że żyją lub też próba odnalezienia ich ciał i pochowania ich.
"Znaki szczególne" są trochę jak "Odyseja". Główna bohaterka to matka chłopaka, który w poszukiwaniu lepszego życia wybrał się razem ze swoim przyjacielem do Stanów. Parę miesięcy później odnalezione zostało ciało przyjaciela. Nigdy nie dotarł do granicy. Co stało się z synem kobiety, tego nie wiadomo. Bohaterka więc przemierza przygraniczne regiony goniąc za efemerycznymi śladami, żyjąc nadzieją, że odnajdzie syna żywego... lub martwego.
Spodobał mi się ten punkt widzenia. Uważam też, że reżyserka dobre wybrała swoją bohaterkę. Jednak czasami szła drogą zbyt łatwego (auto)uzupełniania scen. Widać to chociażby w historii młodego imigranta, który został przez Amerykanów złapany i deportowany. Poświęcono mu zdecydowanie za dużo czasu i za "czysto" i "łatwo" włączył się w opowieść o bohaterce. Finał też jest rozczarowujący, ponieważ oferuje najbardziej oczywiste, a przez to najmniej satysfakcjonujące domknięcie historii.
Ocena: 5
"Znaki szczególne" są trochę jak "Odyseja". Główna bohaterka to matka chłopaka, który w poszukiwaniu lepszego życia wybrał się razem ze swoim przyjacielem do Stanów. Parę miesięcy później odnalezione zostało ciało przyjaciela. Nigdy nie dotarł do granicy. Co stało się z synem kobiety, tego nie wiadomo. Bohaterka więc przemierza przygraniczne regiony goniąc za efemerycznymi śladami, żyjąc nadzieją, że odnajdzie syna żywego... lub martwego.
Spodobał mi się ten punkt widzenia. Uważam też, że reżyserka dobre wybrała swoją bohaterkę. Jednak czasami szła drogą zbyt łatwego (auto)uzupełniania scen. Widać to chociażby w historii młodego imigranta, który został przez Amerykanów złapany i deportowany. Poświęcono mu zdecydowanie za dużo czasu i za "czysto" i "łatwo" włączył się w opowieść o bohaterce. Finał też jest rozczarowujący, ponieważ oferuje najbardziej oczywiste, a przez to najmniej satysfakcjonujące domknięcie historii.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz