قهرمان (2021)
Farhadi zabiera nas w kolejną podróż po człowieczeństwie. Jak zwykle jest to przygoda pełna pozorów i niedopowiedzeń. Irański reżyser, jak w swoich najlepszych filmach, pokazuje widzom, że człowiek jest istotą skomplikowaną, że tworzenie sądów na podstawie dominujących cech charakteru prowadzi do uproszczeń, które z kolei prowadzą do problemów. Im łatwiejszy obraz człowieka budujemy, tym więcej kłopotów na siebie sprowadzamy.
Spójrzmy na Rahima. Widzimy człowieka cichego, sympatycznego, który po prostu miał pecha i teraz próbuje po prostu wyjść na prostą. Ale to nie jest postać, jaką ma w swojej pamięci jego były teść. Ten widzi w nim zdradliwego krętacza, przez którego stracił pieniądze. Upór starca czyni z niego człowieka antypatycznego. A jednak jest to pułapka zastawiona przez Farhadiego na nieuważnego widza. W jednej ze scen zobaczymy go jako człowieka głęboko zranionego, troskliwego ojca, który nie może przeboleć krzywdy, jakiej doznała jego ukochana córka.
Jak to u Farhadiego bywa, prosta z pozoru historia z czasem komplikuje się niepomiernie. A wszystkie te komplikacje wynikają właśnie z akceptowania pozorów, z kierowania się uprzedzeniami i plotkami. Kim była zdruzgotana kobieta? Ileż tragedii uniknięto by, gdyby tylko jeden z urzędników nie był regulaminowym dyktatorem?
W przeciwieństwie jednak do wcześniejszych filmów Farhadiego tu jednak pojawia się pewna stała. Niezależnie od skomplikowanej natury człowieka, jedna rzecz w Rahimie pozostaje przez cały film niezmienna. Był, jest i zapewne pozostanie ofiarą losu. Co chwilę daje się wkręcić w knowania innych ludzi. Jest pionkiem w pr-owych akcjach innych, jest popychadłem, pożytecznym idiotą. Wciąż próbuje kolejnych pokrętnych sposobów na wydobycie się z problemów. I kiedy oczekiwany efekt jest na wyciągnięcie ręki, wszystko się rozpada, a on niczym Syzyf musi znów od początku toczyć swój kamień pod górę.
Ten depresyjny determinizm nie był tak wyraźnie podkreślony we wcześniejszych filmach Farhadiego. Ciekawe, że ujawnił się dopiero po powrocie reżysera do Iranu z artystycznych wojaży po świecie.
Ocena: 7
Spójrzmy na Rahima. Widzimy człowieka cichego, sympatycznego, który po prostu miał pecha i teraz próbuje po prostu wyjść na prostą. Ale to nie jest postać, jaką ma w swojej pamięci jego były teść. Ten widzi w nim zdradliwego krętacza, przez którego stracił pieniądze. Upór starca czyni z niego człowieka antypatycznego. A jednak jest to pułapka zastawiona przez Farhadiego na nieuważnego widza. W jednej ze scen zobaczymy go jako człowieka głęboko zranionego, troskliwego ojca, który nie może przeboleć krzywdy, jakiej doznała jego ukochana córka.
Jak to u Farhadiego bywa, prosta z pozoru historia z czasem komplikuje się niepomiernie. A wszystkie te komplikacje wynikają właśnie z akceptowania pozorów, z kierowania się uprzedzeniami i plotkami. Kim była zdruzgotana kobieta? Ileż tragedii uniknięto by, gdyby tylko jeden z urzędników nie był regulaminowym dyktatorem?
W przeciwieństwie jednak do wcześniejszych filmów Farhadiego tu jednak pojawia się pewna stała. Niezależnie od skomplikowanej natury człowieka, jedna rzecz w Rahimie pozostaje przez cały film niezmienna. Był, jest i zapewne pozostanie ofiarą losu. Co chwilę daje się wkręcić w knowania innych ludzi. Jest pionkiem w pr-owych akcjach innych, jest popychadłem, pożytecznym idiotą. Wciąż próbuje kolejnych pokrętnych sposobów na wydobycie się z problemów. I kiedy oczekiwany efekt jest na wyciągnięcie ręki, wszystko się rozpada, a on niczym Syzyf musi znów od początku toczyć swój kamień pod górę.
Ten depresyjny determinizm nie był tak wyraźnie podkreślony we wcześniejszych filmach Farhadiego. Ciekawe, że ujawnił się dopiero po powrocie reżysera do Iranu z artystycznych wojaży po świecie.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz