King Richard (2021)
Nominalnie "King Richard" jest historią rodziny Williamsów, z której pochodzą dwie wielkie legendy tenisa, Venus i Serena. Ich sukces to w dużej mierze zasługa rodziców, głównie ojca, który wymyślił sobie, że zrobi z nich świetne tenisistki i całe dzieciństwo dziewczynek podporządkował rygorowi mającemu zapewnić mu osiągnięcie wymarzonego celu.
W rzeczywistości jest to standardowa opowieść o ludziach z nizin, którzy za sprawą talentu i szczęśliwego splotu okoliczności mogli się wybić i wznieść na szczyt. Tenis jest tu atrakcyjnym dodatkiem, a faktyczne biografie to raczej źródło ozdobników, które mają filmowej sztampie nadać pozory wyjątkowości. Tak naprawdę jednak od klasycznego wariantu amerykańskiej biografii odróżnia "Zwycięską rodzinę" brak obowiązkowego upadku i wątku odbudowy i dojrzałego korzystania z własnego talentu. Wynika to jednak z tego, że film kończy się w momencie, kiedy Serena jeszcze nie przeszła na zawodowstwo.
Podziwiam niezwykłą elastyczność reżysera i scenarzystów, którzy potrafili historię totalnej indoktrynacji zmienić w opowieść optymistyczną i pozytywną. Postać ojca ma co prawda kilka wad, ale nie zmienia to faktu, że w interpretacji Willa Smitha nie jest to człowiek z krwi i kości, tylko występ z rodzaju "dajcie mi już tego Oscara". Może dlatego o wiele bardziej spodobał mi się Jon Bernthal w roli trenera Ricka Macciego. Nawet Aunjanue Ellis jako matka Sereny i Venus wypada dużo wiarygodniej od Smitha. I to oni bardziej zasłużyli na nagrody i nominacje.
Ocena: 6
W rzeczywistości jest to standardowa opowieść o ludziach z nizin, którzy za sprawą talentu i szczęśliwego splotu okoliczności mogli się wybić i wznieść na szczyt. Tenis jest tu atrakcyjnym dodatkiem, a faktyczne biografie to raczej źródło ozdobników, które mają filmowej sztampie nadać pozory wyjątkowości. Tak naprawdę jednak od klasycznego wariantu amerykańskiej biografii odróżnia "Zwycięską rodzinę" brak obowiązkowego upadku i wątku odbudowy i dojrzałego korzystania z własnego talentu. Wynika to jednak z tego, że film kończy się w momencie, kiedy Serena jeszcze nie przeszła na zawodowstwo.
Podziwiam niezwykłą elastyczność reżysera i scenarzystów, którzy potrafili historię totalnej indoktrynacji zmienić w opowieść optymistyczną i pozytywną. Postać ojca ma co prawda kilka wad, ale nie zmienia to faktu, że w interpretacji Willa Smitha nie jest to człowiek z krwi i kości, tylko występ z rodzaju "dajcie mi już tego Oscara". Może dlatego o wiele bardziej spodobał mi się Jon Bernthal w roli trenera Ricka Macciego. Nawet Aunjanue Ellis jako matka Sereny i Venus wypada dużo wiarygodniej od Smitha. I to oni bardziej zasłużyli na nagrody i nominacje.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz