Red Rocket (2021)
Życie głównego bohatera "Red Rocket" właśnie legło w gruzach. Jednak już pierwsze sceny filmu jasno dają do zrozumienia, że nie jest to nic nowego. Mikey jest raz na wozie, raz pod wozem. I po prostu od decyzji reżysera zależało, w którym momencie poznamy bohatera. Mikey szybko wstaje z kolan, otrzepuje się i zaczyna od zera. Nie ma honoru i dumy. Ich miejsce zajęła smykałka do krętactw i nieprzeciętny instynkt przetrwania. Dzięki temu potrafi znieść niemal wszystko. Ale także za sprawą takiej a nie innej konstrukcji charakteru nieustannie kończy w identyczny sposób.
"Red Rocket" fajnie jest oglądać w zestawie z "Bohaterem" Farhadiego. Oba filmy mówią bowiem o dokładnie tym samym. Różni je jedynie typ osobowościowy bohatera, co ma kolosalne znaczenie. U Farhadiego działania bohatera miały charakter czysto reaktywny. Łatwo dawał się manipulować, wybierając patrzenie w różową przyszłość, zamiast skupiać się na tym, co jest tu i teraz. Stąd w "Bohaterze" widzimy świat fatalistyczny, depresyjny. Tu szklanka jest zdecydowanie w połowie pusta.
Mickey z "Red Rocket" jest postacią aktywną. Nic nie jest w stanie go przytłoczyć. Lądowanie na dnie to dla niego okazja na odbicie się i ponowny wzlot w górę. Stąd też ten film jest bardziej chaotyczny, nieprzewidywalny, ale zarazem w jakiś sposób bardziej przyjazny i bezpieczny dla bohatera. Mickey jest kowalem swojego losu. Jest w tym fatalizm, ponieważ Mickey pozbawiony jest skłonności autorefleksyjnych, więc nie potrafi się zmienić i przerwać błędnego koła wzlotu i upadku. Nie ma w tym jednak depresyjności, którą na dystans trzyma ta sama chaotyczna osobowość bohatera. Tu szklanka z całą pewnością jest w połowie pełna.
"Red Rocket" przywodzi mi na myśl amerykańskie kino niezależne z lat 80. i początku 90. I to mi się w nim bardzo spodobało. Wielkim plusem jest również Simon Rex, który doskonale odnajduje się w roli głównego bohatera. Stał się przez to duszą całego obrazu, źródłem niespożytej energii. Ale jest w tym również pewna słabość. Oglądając film odniosłem wrażenie, że reżyser uznał, że energia Rexa wystarczy, by zapełnić film. To nie jest do końca prawda. Patrząc na film z dystansu czasu jasnym się staje, że tak naprawdę nie ma w tym filmie nic więcej poza tryskającym energią Rexem.
Ocena: 6
"Red Rocket" fajnie jest oglądać w zestawie z "Bohaterem" Farhadiego. Oba filmy mówią bowiem o dokładnie tym samym. Różni je jedynie typ osobowościowy bohatera, co ma kolosalne znaczenie. U Farhadiego działania bohatera miały charakter czysto reaktywny. Łatwo dawał się manipulować, wybierając patrzenie w różową przyszłość, zamiast skupiać się na tym, co jest tu i teraz. Stąd w "Bohaterze" widzimy świat fatalistyczny, depresyjny. Tu szklanka jest zdecydowanie w połowie pusta.
Mickey z "Red Rocket" jest postacią aktywną. Nic nie jest w stanie go przytłoczyć. Lądowanie na dnie to dla niego okazja na odbicie się i ponowny wzlot w górę. Stąd też ten film jest bardziej chaotyczny, nieprzewidywalny, ale zarazem w jakiś sposób bardziej przyjazny i bezpieczny dla bohatera. Mickey jest kowalem swojego losu. Jest w tym fatalizm, ponieważ Mickey pozbawiony jest skłonności autorefleksyjnych, więc nie potrafi się zmienić i przerwać błędnego koła wzlotu i upadku. Nie ma w tym jednak depresyjności, którą na dystans trzyma ta sama chaotyczna osobowość bohatera. Tu szklanka z całą pewnością jest w połowie pełna.
"Red Rocket" przywodzi mi na myśl amerykańskie kino niezależne z lat 80. i początku 90. I to mi się w nim bardzo spodobało. Wielkim plusem jest również Simon Rex, który doskonale odnajduje się w roli głównego bohatera. Stał się przez to duszą całego obrazu, źródłem niespożytej energii. Ale jest w tym również pewna słabość. Oglądając film odniosłem wrażenie, że reżyser uznał, że energia Rexa wystarczy, by zapełnić film. To nie jest do końca prawda. Patrząc na film z dystansu czasu jasnym się staje, że tak naprawdę nie ma w tym filmie nic więcej poza tryskającym energią Rexem.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz