Resident Evil: Welcome to Raccoon City (2021)

Gry cyklu "Resident Evil" nie są dla mnie. Kiedy więc chodzę na filmowe ich wersje, to nie dla klimatu gier i wykreowanego w nich świata. Jak dla mnie twórcy mogą zmienić wszystko i zostawić tylko tytuł. Jeśli będzie to dobre kino gatunkowe lub niezła (nawet jeśli kompletnie bezsensowna) rozrywka.



To dlatego sporo z filmów nakręconych przez Paula W.S. Andersona (nawet "Ostatni rozdział") miło mi się oglądało. I dlatego z ciekawością poszedłem na "Witajcie w Raccoon City" chcąc sprawdzić, jak tym razem temat "RE" zostanie "ugryziony". Szedłem jednak bez większej nadziei na dobrą rozrywkę. Johannes Roberts nie nakręcił żadnego filmu, który uznałbym przynajmniej za średni. Jego "Nieznajomi: Ofiarowanie" i "Podwodna pułapka 2" to rzeczy tak złe, że głowa mała.

Z tego też powodu z nowego "Resident Evil" wyszedłem w zasadzie pozytywnie zaskoczony. Och, to wciąż jest słaby film. A jednak jest to chyba najlepsza rzecz od Robertsa, jaką widziałem.

"Witajcie w Raccoon City" miało potencjał. Pójście w mocną konwencję horroru było dobrą decyzją. Miasto i fabuła są może zbudowane na kliszach, ale dobrze zrealizowane mogły sprawić mi dużo frajdy. Problem polega na tym, że Roberts i scenarzyści za bardzo się rozdrobnili. Film składa się tak naprawdę z dwóch opowieści. Każda z nich w pełni zrealizowana byłaby lepsza od tego, co dostałem. Pierwsza to opowieść o załodze helikoptera. Druga to opowieść o Claire i tych, co zostali w komisariacie.

Razem te dwie historie sprawiają, że film traci na spójności i dynamice. Na nic nie ma czasu, bo co chwilę trzeba przeskakiwać do innej lokacji. Sekwencja w domostwie, która spokojnie mogła zająć 1/3 filmu, tu jest jakimiś kiepskim skrawkiem, który tylko zaostrza apetyt, ale wcale nie syci. Podobnie jest po wkroczeniu do sierocińca. Gdyby nie to, że trzeba się było zająć dziesiątką innych rzeczy, można było lepiej podbudować pojawienie się mini-bossa.

Oczywiście kompletnie bezsensowne są retrospekcje. Służą one podprowadzeniu postaci Lisy Trevor. Być może w growym uniwersum ma ona jakąś wagę. W filmie jednak jest wyłącznie klucznikiem i naprawdę nie widzę potrzeby na marnowanie czasu na scenki z nią z dzieciństwa Claire. Choć i tak powinienem chyba czuć się farciarzem. Twórcy mogli podobne back-story wprowadzić dla wszystkich postaci (głównie dotyczy to Leona i Weskera, ale miłosiernie w ich przypadku skończyło się na dialogach-ekspozycjach).

Patrząc na wyniki finansowe film raczej nie doczeka się kontynuacji. Gdyby jednak tak się stało, to mam nadzieję, że na stanowisku reżysera pojawi się ktoś inny. Ta wersja "Resident Evil" ma potencjał, ale potrzebuje kogoś, kto lepiej radzi sobie z gatunkowymi kliszami.

Ocena: 4

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)