Rifkin's Festival (2020)

Od "Blue Jasmine" Woody Allen nie powiedział nic tak naprawdę godnego uwagi. Wtórność jego opowieści za każdym razem rzuca się w oczy. To już nie jest przepracowywanie tych samych tematów. To jest kopiowanie niemal całych scen.



W "Hiszpańskim romansie" widać to jeszcze wyraźniej, ponieważ Allen kopiuje tutaj nie tylko siebie, ale i klasykę kina. Bierze kultowe sceny i przerabia je na swoją neurotyczną modłę. Jednak z tych zabaw niewiele wychodzi. To tylko puste gesty, pozorowane rozmyślania i banalne diagnozy.

Na szczęście na obrębach tego, co Allen czynił intencjonalnie, jest sporo elementów, które chyba przypadkiem mu wyszły. Jak choćby niezły Louis Garrel, który świetnie się sprawdzał w roli narcystycznego reżysera o wygórowanym mniemaniu o sobie. Podobały mi się też te sceny, w których Allen skupia się na związkach i relacjach emocjonalnych między bohaterami. Zdecydowanie mniej przypadły mi do gustu wszystkie odniesienia do historii kina i dywagacje o twórczych ambicjach.

"Hiszpański romans" ma niezłe tempo i przyjemny klimat. Dlatego nie żałuję, że wybrałem się na niego do kina. Niemniej jednak nie czuję, by film ten w jakikolwiek sposób na mnie wpłynął. Nie poprawił mi nawet humoru.

Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)