Single All the Way (2021)
Chyba w poprzednich latach obejrzałem zbyt dużo świątecznych filmów, bo w tym roku jakoś mnie do nich nie ciągnie. A te, które obejrzałem, nie zrobiły na mnie większego wrażenia.
Tak jest i z "Wiecznym singlem". Sympatyczni bohaterowie, urocza opowiastka i świąteczne okoliczności przyrody składają się na pozbawioną charakteru ciepłą propozycję na bożonarodzeniowy okres. Twórcy sprawnie zaliczają kolejne punkty scenariusza, na którym bazują niemal wszystkie świąteczne filmu kanałów Lifetime i Hallmark. Nawet część aktorów (z Lukiem Macfarlane'em na czele) to stali bywalcy takich opowieści.
Jak to więc zawsze w takich przypadkach bywa, o atrakcyjności filmu decyduje drugi plan. A ten jest tu jedynie ok. Owszem, fajnie było zobaczyć Kathy Najimy, ale jej postać jednak nie wyróżniała się za bardzo. W zasadzie jedyną wyrazistą osobą była Jennifer Coolidge. Niestety nie ma jej w zbyt wielu scenach.
Dużym minusem było z kolei sięgnięcie po schemat alternatywnego obiektu miłosnego, który istnieje wyłącznie po to, żeby główny bohater miał czas na zrozumienie, że jest w kimś innym zakochany. Nie lubię tego schematu, bo zawsze jest mi żal takiej osoby. Zazwyczaj jest to najsympatyczniejsza, najfajniejsza postać, która zostaje z niczym, bo scenarzyści uznali, że główny bohater musi być z kimś innym. To nie fair, że happy end dotyczy tylko głównej pary.
Ocena: 5
Tak jest i z "Wiecznym singlem". Sympatyczni bohaterowie, urocza opowiastka i świąteczne okoliczności przyrody składają się na pozbawioną charakteru ciepłą propozycję na bożonarodzeniowy okres. Twórcy sprawnie zaliczają kolejne punkty scenariusza, na którym bazują niemal wszystkie świąteczne filmu kanałów Lifetime i Hallmark. Nawet część aktorów (z Lukiem Macfarlane'em na czele) to stali bywalcy takich opowieści.
Jak to więc zawsze w takich przypadkach bywa, o atrakcyjności filmu decyduje drugi plan. A ten jest tu jedynie ok. Owszem, fajnie było zobaczyć Kathy Najimy, ale jej postać jednak nie wyróżniała się za bardzo. W zasadzie jedyną wyrazistą osobą była Jennifer Coolidge. Niestety nie ma jej w zbyt wielu scenach.
Dużym minusem było z kolei sięgnięcie po schemat alternatywnego obiektu miłosnego, który istnieje wyłącznie po to, żeby główny bohater miał czas na zrozumienie, że jest w kimś innym zakochany. Nie lubię tego schematu, bo zawsze jest mi żal takiej osoby. Zazwyczaj jest to najsympatyczniejsza, najfajniejsza postać, która zostaje z niczym, bo scenarzyści uznali, że główny bohater musi być z kimś innym. To nie fair, że happy end dotyczy tylko głównej pary.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz