Schattenstunde (2021)
"Godzina cienia" to artystyczna wizualizacja ostatnich dni z życia niemieckiego pisarza Jochena Kleppera i jego żony oraz córki. Jest grudzień 1942 roku. Klepper spotkał się z jednym z liderów III Rzeszy Adolfem Eichmannem. Tematem rozmowy jest przyszłość Kleppera, która - jak się okazuje - zależy od tego, co zrobi z żoną-Żydówką i córką. Klepper chciał, by obie opuściły Niemcy. Eichmann odmówił jednak wiz. Pisarz staje więc przed desperackim wyborem...
Choć o Holokauście i III Rzeszy powstało całe multum filmów, to jednak okazuje się, że wciąż jest miejsce na zaskoczenia i innowacje. "Godzina cienia" nie imituje bowiem rzeczywistego świata. Jest raczej połączeniem teatru z wideo-instalacją, która ma oddać ducha Kleppera, kiedy podejmuje kluczową dla niego i jego najbliższych decyzję. Ograniczona przestrzeń, napierające na bohaterów ściany i sufit, ożywające postacie z fotografii, obrazy z wagonów transportujących Żydów do obozów zagłady - wszystko to są wspaniałe pomysły, które tworzą fascynujące widowisko... ale tylko na papierze.
Choć bowiem bardzo chciałem, żeby film mi się spodobał za sprawą jego niecodziennej formy, to jednak nie byłem się w stanie do tego przekonać. Inscenizacyjna sztuczność ograbia historię Klepperów z emocji. Co najmocniej zauważa się za sprawą jednej sceny, w której Klepper pomaga żonie założyć odświętną sukienkę. Tylko tu twórcy pozwalają dojść intymności do głosu i dla mnie był to najmocniejszy moment całego filmu.
Formalne kombinacje nie były też w stanie powtrzymać mnie od zadawania pytań o to, jak to możliwe, że prawie dekadę po dojściu Hitlera do władzy i dwa lata po założeniu Auschwitz Klepperowie wciąż żyli w Berlinie. Nie mogę uwierzyć, że podejmowali wyłącznie legalne starania o opuszczenie kraju. A jednak przeszłość w filmie nie istnieje. Niestety trochę trudno przejmować się konsekwencjami czegoś, czego nie jest się świadkiem.
Ocena: 6
Choć o Holokauście i III Rzeszy powstało całe multum filmów, to jednak okazuje się, że wciąż jest miejsce na zaskoczenia i innowacje. "Godzina cienia" nie imituje bowiem rzeczywistego świata. Jest raczej połączeniem teatru z wideo-instalacją, która ma oddać ducha Kleppera, kiedy podejmuje kluczową dla niego i jego najbliższych decyzję. Ograniczona przestrzeń, napierające na bohaterów ściany i sufit, ożywające postacie z fotografii, obrazy z wagonów transportujących Żydów do obozów zagłady - wszystko to są wspaniałe pomysły, które tworzą fascynujące widowisko... ale tylko na papierze.
Choć bowiem bardzo chciałem, żeby film mi się spodobał za sprawą jego niecodziennej formy, to jednak nie byłem się w stanie do tego przekonać. Inscenizacyjna sztuczność ograbia historię Klepperów z emocji. Co najmocniej zauważa się za sprawą jednej sceny, w której Klepper pomaga żonie założyć odświętną sukienkę. Tylko tu twórcy pozwalają dojść intymności do głosu i dla mnie był to najmocniejszy moment całego filmu.
Formalne kombinacje nie były też w stanie powtrzymać mnie od zadawania pytań o to, jak to możliwe, że prawie dekadę po dojściu Hitlera do władzy i dwa lata po założeniu Auschwitz Klepperowie wciąż żyli w Berlinie. Nie mogę uwierzyć, że podejmowali wyłącznie legalne starania o opuszczenie kraju. A jednak przeszłość w filmie nie istnieje. Niestety trochę trudno przejmować się konsekwencjami czegoś, czego nie jest się świadkiem.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz